Barometr EuroBasketu 2015: powrót Hiszpanii, defensywa Litwy i boskie tchnienie

Drugi dzień EuroBasketu 2015 był bardzo emocjonujący. Hiszpania powróciła na zwycięską ścieżkę w wielkim stylu, Litwa pokazała kapitalną defensywę, a Nemanja Bjelica i Klemen Prepelić otrzymali "boskie tchnienie".

Barometr w górę!

1. Po bardzo przeciętnym meczu z Ukrainą, wygranym zaledwie jednym punktem pierwszego dnia turnieju, w niedzielę Litwa zagrała wybitnie. Przede wszystkim w defensywie. Wygrane zbiórki 45:33, zmuszenie Łotyszy do 11 strat w całym spotkaniu i przełożenie tego na 12 punktów, a także tak skuteczna gra obronna, że żaden (!) z rywali nie przekroczył bariery 10 punktów - tego wszystkiego byli świadkami fani zgromadzeni w ryskiej hali. W pewnym momencie spotkania Łotwa nie trafiła aż 11 kolejnych rzutów z gry i ostatecznie uległa Litwinom 49:68.

2. Serbia tak mocno rozjuszyła Hiszpanię, że drugiego dnia imprezy ekipa Sergio Scariolo postanowiła pokazać pełnię swoich możliwości. Turcy mogą narzekać na kalendarz, ale prawda jest taka, że w niedzielę nie mieli absolutnie żadnych argumentów w starciu z Hiszpanami, którzy trafili 40 z 63 rzutów z gry (niesamowite 64 procent), w tym 12 z 21 za trzy (57) i rozdali wspólnie aż 24 asysty. Tylko dwóch zawodników - Pau Gasol i Rudy Fernandez - nie zaliczyło żadnego ostatniego podania, ale w to miejsce łącznie zdobyli 31 punktów i dziewięć zbiórek.

3. "Dotyk Boga" - tak po meczu Serbii z Niemcami pisały media o Nemanji Bjelicy. Skrzydłowy Minnesota Timberwolves nie zagrał co prawda tak skutecznie, jak przeciwko Hiszpanii (24 punkty, 10 zbiórek), ale w kluczowej kwarcie zdobył siedem ze swoich 12 puntów, w tym oddał rzut na miarę zwycięstwa na 0,9 sekundy przed końcem spotkania, wysokim lobem ponad rękoma obrońców. Fantastyczny występ zaliczył natomiast Klemen Prepelić. 23-letni rzucający Olimpiji Lublana zdobył 21 punktów przeciwko Gruzji i co ważniejsze - nie spudłował żadnego rzutu. Trafił jedną próbę za dwa, cztery za trzy i siedem z linii, dodając do tego pięć zbiórek i cztery asysty. Słowenia pokonała Gruzję 79:68.

Barometr w dół!

1. Drugi mecz Rosji na turnieju i druga porażka. Tym razem, co napawa nas dumą, z ekipą Mike'a Taylora. Sborna ma problem. W pierwszym spotkaniu dobrze funkcjonowała tylko dwójka zawodników, a przeciwko Polsce zagrożenie stanowił zaledwie jeden: Andriej Zubkow, który rzucił 21 punktów (8/11 z gry). Co z tego jednak, skoro reszta zespołu nie dojechała na mecz, gromadząc zaledwie 18/53 z gry. Co gorsza, kalendarz nie rozpieszcza Rosjan, których czekają jeszcze ciężkie mecze z Francją i Finlandią.

2. Po niezłym spotkaniu z Litwą, przegranym zaledwie jednym punktem, Ukraina całkowicie poddała się Czechom, a 14-punktowa przegrana to po prostu najniższy wymiar kary (po trzech kwartach zespół Ronena Ginzburga prowadził 65:45). Czesi wykorzystali fakt, że w zespole Ukrainy brakuje mobilnych środkowych, a także zagrali skutecznie w obronie, odcinając od łatwych rzutów dwóch kluczowych graczy rywali: naturalizowanego Jerome'a Randle'a (4/12 z gry) i byłego centra Śląska Wrocław, Kyryła Fiesenkę (6/15). Na domiar złego, Ukraina ma jeszcze w zanadrzu spotkania z gospodarzem Łotwą oraz Belgią.

3. Estonia nie mogła rywalizować z najlepszymi ekipami kontynentu nawet wówczas, gdy miała w składzie gwiazdę europejskiego formatu - Martina Muurseppa - a co dopiero teraz, kiedy reprezentacja złożona jest głównie z graczy na co dzień grających w rodzimej ekstraklasie. Dwa mecze i dwie klęski. Najpierw z Czechami 57:80, a w niedzielę z Belgią 55:84. Biorąc pod uwagę terminarz - spotkania z Ukrainą, Łotwą i Litwą - pytanie o to, czy Estończycy wygrają chociaż jeden mecz nie jest zasadne. Trzeba zapytać czy przekroczą barierę 60 punktów.

Źródło artykułu: