WP SportoweFakty: Po dwóch latach przerwy wracasz do Tauron Basket Ligi. Masz już za sobą nawet debiut w nowych barwach. Jak czujesz się w zespole z Zielonej Góry?
Mateusz Ponitka: Bardzo pozytywnie. Pierwsze treningi mam już za sobą. Jesteśmy na etapie poznawania się. Cały czas się docieramy, ale wszystko jest w porządku. Podoba mi się.
Na papierze wyglądacie na bardzo mocnych.
- Mamy bardzo wyrównany skład. Gra się bardzo przyjemnie. Na tym to właśnie polega, aby walczyć z mocnymi zawodnikami na treningach. To jedyny sposób, aby podnosić swoje umiejętności.
Jaka ma być twoja rola w tym zespole?
- Myślę, że ona będzie się zmieniała w trakcie rozgrywek. Uważam, że będzie ona uzależniona od danego rywala, z którym będziemy się mierzyć. Na pozycjach 2-3 możemy grać wymiennie. Większość zawodników już znam, bo grałem z nimi w kadrze, czy w Asseco Prokomie Gdynia.
Wiem, że jeszcze przed przyjściem do Stelmetu Zielona Góra bardzo chwaliłeś sobie osobę Saso Filipovskiego. Jak układa się współpraca?
- Bardzo pozytywnie. Podoba mi się fakt, że trener Filipovski jest strasznie wymagający. Każdego dnia zwraca nam uwagę na pewne elementy koszykarskiego rzemiosła. Na tym to właśnie polega. Proszę mi wierzyć, że każdy z nas czegoś nowego uczy się przy Saso Filipovskim. Fajnie, że mamy okazję pracować z takim szkoleniowcem. Jestem przekonany, że nasza współpraca będzie się dobrze układała.
Przyjechałeś do Zielonej Góry podbudowany występami na EuroBaskecie?
- Myślę, że tak, ale trzeba zdać sobie sprawę, iż EuroBasket jest już za nami. Temat jest już zamknięty. Nie rozpamiętuję już tego, co działo się we Francji. Przyjechałem do Zielonej Góry głodny nowych doświadczeń.
Miałeś jednak swoje pięć minut na tym EuroBaskecie.
- Szczerze? Nie zwracałem na to większej uwagi. Po prostu robiłem swoje. Powtarzałem to już w wielu wywiadach - dla mnie najważniejsze jest wygrywanie. To, co dzieje się poza parkietem, to nie jest już mój biznes. Cieszę się, że wygraliśmy więcej meczów niż na Słowenii. Fajnie, że wyszliśmy z grupy. Mieliśmy trochę pecha w losowaniu, bo trafiliśmy na Hiszpanów już w drugiej rundzie. Może, gdybyśmy trafili na innego rywala, to byśmy sobie poradzili i inaczej by to wyglądało?
Na początku sierpnia związałeś się umową ze Stelmetem Zielona Góra. Czy w trakcie mistrzostw po świetnych spotkaniach w twojej głowie nie pojawiła się myśl o tym, że mogłeś nieco poczekać z wyborem nowego klubu?
- Nie. Nie miałem w ogóle takich myśli. Dlaczego? Ponieważ na dzień dzisiejszy nie widzę takiego klubu, który mógłby mi zapewnić grę w Eurolidze w takim wymiarze czasowym, jak to będę miał w Stelmecie Zielona Góra. Oczywiście, o ile wywalczę sobie miejsce w drużynie, bo na to trzeba zapracować. Dla mnie priorytetem była Euroliga i dobry trener. Stelmet umiał to połączyć i to było dla mnie najważniejsze.
[nextpage]Dużo mówisz o Eurolidze, ale czy nie przeraża fakt gry w Tauron Basket Lidze?
- Nie. Uważam, że niezależnie od poziomu trzeba dawać z siebie wszystko, aby odnosić zwycięstwa. Nie jest istotne to, kto jest po drugiej stronie parkietu. Musisz wyjść na parkiet w 100 procentach przygotowanym. Trzeba być profesjonalistą. Nie można nikogo lekceważyć.
Ktoś się do agenta zgłosił w sprawie wykupu twojego kontraktu?
- Nie. Powiedziałem agentowi jasno, że jeżeli będzie coś konkretnego, to może mi wówczas dać znać, abyśmy mogli to przedyskutować. Na tę chwilę jestem graczem Stelmetu Zielona Góra i to jest dla mnie priorytet. Nie interesują mnie inne zespoły.
Wiele osób w trakcie mistrzostw za pośrednictwem Twittera zastanawiało się, czy ty w ogóle przyjedziesz do Zielonej Góry. Takie wiadomości do ciebie docierały?
- Tak, ponieważ na Twitterze jest opcja powiadomień. Ale jeśli mam być szczery, to nie wnikam w takie dyskusje. Wszystko weryfikuje boisko. To, co ludzie mówią z boku, nie ma żadnego znaczenia. Jeśli są zwycięstwa, to wszystko jest w porządku. Co z tego, że dziennikarz powie, że zagrałeś super mecz, jak drużyna nie odniosła zwycięstwa? Nie ma to żadnego znaczenia.
Wydaje mi się, że kiedyś nie myślałeś podobnymi kategoriami. Skąd u ciebie taka przemiana? Belgia cię tak zmieniła?
- Myślę, że gra w Belgii to jedno. Tam poznałem świetnych ludzi, którzy pomogli mi się rozwinąć. Poza tym każdy z nas dorasta. Nie mam już 18 lat. Mój tok myślenia i podejście do różnych spraw jest zupełnie inne.
Jak miałeś 18 lat, to faktycznie myślałeś, że możesz samemu "przenosić góry" w koszykówce?
- Zawsze jest takie przekonanie, że samemu możesz dużo zrobić, ale nie możesz zrobić wszystkiego. Możesz wygrać jeden, dwa mecze. Mistrzostwa w ten sposób nie zdobędziesz. Nie ma już Michaela Jordana. Nawet LeBron James, który jest uważany za najlepszego koszykarza na świecie, nie jest w stanie wygrać samemu mistrzowskiego pierścienia. Ważne jest to, aby uaktywnić innych kolegów z drużyny.
Miałeś okazję ostatnio przybić piątkę kolegom z Ostendy.
- Tak. Cieszę się, że mogłem znów zobaczyć całą drużynę. Bardzo miło wspominam to spotkanie. Tak jak mówiłem wcześniej, w samych superlatywach mogę się wypowiadać na temat pobytu w tym kraju. To były świetne dwa lata.
[b]Rozmawiał Karol Wasiek
EuroBasket: Hiszpania przywitała bohaterów
Źródło: RUPTLY/x-news [/b]