Gdy Brandon Heath przyjeżdżał do Wrocławia włodarze Śląska mieli wobec niego spore oczekiwania, które bardzo szybko przerodziły się w rozczarowanie. Po odbyciu tylko jednego 45-minutowego treningu Amerykanin wziął udział w sparingowym meczu z Polskim Cukrem Toruń. 31-latek rozdał "na stojąco" pięć asyst, a sztab szkoleniowy 17-krotnych mistrzów Polski nie miał złudzeń: Heath jest nieprzygotowany do gry pod względem fizycznym.
- Teraz czuje się już dobrze. Na pewno jestem w stanie pokazać się z jeszcze lepszej strony niż dotychczas. Myślę, że każdy zobaczy dopiero, co tak naprawdę potrafię. To jak na razie tylko okres przygotowawczy. Rozegraliśmy już wspólnie kilka spotkań i myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku - przyznaje rozgrywający Śląska.
Miniony sezon to trudny okres w życiu doświadczonego Amerykanina. W październiku ubiegłego roku mierzący 190 cm wzrostu rozgrywający doznał zerwania ścięgna Achillesa przez co w bułgarskim Levski Sofia zdołał rozegrać tylko trzy mecze.
- Kontuzja bardzo dużo mnie nauczyła, szczególnie pokory. Teraz bardziej doceniam to, że mogę biegać po boisku i grać w koszykówkę. Zrozumiałem również, że powrót do gry jest dla mnie błogosławieństwem. Odkryłem wartość basketu na nowo - kontynuuje Brandon Heath.
Amerykanin nie potrzebował sporo czasu aby wrócić do stabilnej dyspozycji i pokazać próbkę swoich umiejętności. Szczególnie udany w jego wykonaniu był mecz z Khimik Youzhny podczas Turnieju o Puchar Mieczysława Łopatki. Heath zdobył dziesięć punktów na 80-procentowej skuteczności z gry, podrywając z siedzeń kibiców w Hali Orbita celnym rzutem zza połowy boiska.
- Oczywiście, że będę chciał być jednym z liderów Śląska. Najważniejsze jest jednak to, że mamy naprawdę dobry zespół. Każdy się nawzajem lubi i szanuje. Mamy też świetnego trenera. Liczę, że będzie to udany rok - mówi z nadzieją rozgrywający wrocławian.
O tym, że po 31-letnim Amerykaninie można spodziewać się wiele na parkietach TBL, mówi jego doświadczenie. Heath w swojej karierze był już mistrzem Cypru, mistrzem Ligi Bałkańskiej, czterokrotnym zdobywcą mistrzostwa oraz Pucharu Bułgarii oraz wielokrotnym MVP tamtejszych rozgrywek. Grę nowego zawodnika Śląska po ostatnich sparingach chwalili m.in. Kamil Chanas, Michał Jankowski oraz Witalij Kowalenko. Ostatni z nich powiedział nawet, że dawno nie miał do czynienia z rozgrywającym, który miałby tak świetny przegląd pola.
- Doceniam te słowa. Cieszę się, że Witalij tak pozytywnie się o mnie wypowiada, ale przed nami jeszcze dużo wspólnej pracy. Myślę jednak, że jesteśmy w lepszej kondycji niż inni. Trener wykonuje bardzo dobrą pracę. Mamy wielu zawodników, którzy potrafią szybko pobiec do kontry i spenetrować pod kosz, ale też takich, którzy są prawdziwymi strzelcami - komplementuje swój zespół Heath.
Podopieczny trenera Mihailo Uvalina nie tylko świetnie kreuje pozycje dla partnerów z zespołu, ale również stara się być mentorem dla młodszych, przekazując im podczas meczów wiele uwag.
- Zawsze mówię moim kolegom aby patrzyli, gdzie jest piłka, bo jeżeli chcemy wykonać np. celny rzut po wejściu pod kosz, to go wykonamy bez względu na obronę rywali.
Kiedy ja byłem młodszy to zawodnicy nie pomagali mi. Musiałem uczyć się samodzielnie i słuchać wskazówek trenerów. Wiem więc, że jest to zawsze pomocne, gdy starsi pomagają młodszym ponieważ mogą się oni nauczyć wielu rzeczy znacznie szybciej - argumentuje 31-latek.
Rywalem z jakim Śląskowi przyszło rywalizować w miniony piątek był PGE Turów Zgorzelec. Wrocławianie przegrali po dogrywce 99:106. Heath zdobył 13 punktów, miał 4 asysty i 4 zbiórki.
- To był naprawdę wymagający pojedynek. Szkoda, że nie udało nam się w nim triumfować. Dzieliła nas od zwycięstwa tak naprawdę tylko jedna zbiórka. Niestety nie zgarnęliśmy tej piłki z tablicy. Doszło więc do dogrywki. Turów zanotował bardzo szybki i dobry początek doliczonego czasu gry i dzięki temu wygrał mecz - podsumował na zakończenie Brandon Heath.