Koszykarze MKS-u Dąbrowa Górnicza przed starciem z Polskim Cukrem Toruń zapowiadali rehabilitację za porażkę w Kutnie. Długo wydawało się, że plan ten uda się dąbrowianom zrealizować. W pierwszej połowie MKS dobrze grał w defensywie i na niewiele pozwalał rywalom. Jednak po przerwie gospodarze spisywali się już dużo słabiej.
Do przerwy dąbrowianie prowadzili 42:28. Na początku trzeciej kwarty MKS powiększył swoją przewagę do 18 "oczek". Torunianie zaczęli jednak systematycznie odrabiać straty, wykorzystywali błędy rywali i zdołali doprowadzić do wyrównania. Rozstrzygnięcia nie przyniosła również pierwsza dogrywka. Kluczem do zwycięstwa torunian był początek drugiej dogrywki. Wówczas Twarde Pierniki zdobyły 7 punktów z rzędu.
Dąbrowianie po meczu nie mieli powodów do radości. Byli bardzo blisko odniesienia premierowego zwycięstwa, ale musieli uznać wyższość rywali. - Szkoda początku czwartej kwarty, gdzie w nasze poczynania ofensywne wdarł się chaos. Koszykarze z Torunia zaczęli trafiać za trzy punkty. Dobrze grali w tym okresie Wiśniewski i Gibson. Wtedy Polski Cukier Toruń poczuł, że może wygrać ten mecz. Była walka kosz za kosz, ale na początku drugiej dogrywki rywale odskoczyli - przyznał kapitan MKS-u Dąbrowa Górnicza, Paweł Zmarlak.
Gospodarze byli skuteczniejsi w rzutach z gry, mieli również więcej zbiórek, ale i więcej strat, których zanotowali aż 23. - Przestój w czwartej kwarcie kosztował nas zwycięstwo w regulaminowym czasie. Do tego doszła bardzo duża liczba strat, która ma wpływ na to, że zeszliśmy z boiska pokonani - ocenił Zmarlak.