Torey Thomas wyraźnie zawiódł w poprzednich meczach ligowych, ale starcie z Asseco rozpoczął naprawdę dobrze. Doświadczony Amerykanin od pierwszych minut był niezwykle skuteczny. Właściwie można powiedzieć, że gra ofensywna Rosy do pewnego momentu sprowadzała się tylko do jego rzutów. Trzeba jednak przyznać, że 30-letni zawodnik grał perfekcyjnie, dzięki czemu goście byli na prowadzeniu.
Dopiero z czasem z większym wsparciem przyszli pozostali zawodnicy, co jeszcze poprawiło sytuację zespołu Wojciecha Kamińskiego. Niepokonana wcześniej gdyńska ekipa nie potrafiła po prostu dotrzymać im kroku. Żółto-niebiescy przeważali w strefie podkoszowej, ale nie stanowili takiego zagrożenia na dystansie. Starał się Anthony Hickey, trafiali też Filip Matczak czy Przemysław Frasunkiewicz, lecz to wciąż było za mało.
Co prawda czasami dystans topniał, ale po chwili sytuacja wracała do poprzedniego stanu. Przyjezdni nie musieli już wcale zachwycać. Asseco bowiem wyhamowało i zamiast gonić rywala, to całkowicie stanęło w miejscu. Zresztą nie po raz pierwszy, lecz tym razem indolencja trwała aż pięć minut. W tej sytuacji trudno walczyć jak równy z równym z silną drużyną.
Po wznowieniu gry gospodarze zaliczyli mocny zryw. To ponownie była zasługa Matczaka, który zdobył pięć punktów z rzędu i znacząco zmniejszył straty. Tyle że gracze Tane Spaseva na tym poprzestali. Kolejnego ciosu nie zadali, więc radomianie szybko się otrząsnęli i sami przejęli inicjatywę. Przypomniał o sobie Thomas, ale nieco wcześniej bardzo dobry fragment zaliczył CJ Harris. Rosa zatem szybko opanowała sytuację i utrzymała korzystne położenie przed ostatnią odsłoną.
A ta miała być jedynie formalnością. Wszakże Asseco, które w poprzednich meczach było bezbłędne, tym razem nie było tak dobrze dysponowane. Nie chodzi tyle o defensywę, która była całkiem szczelna, co raczej o grę w ofensywie. Po niezłym starcie stanął chociażby Hickey, który był liderem zespołu. To odbiło się na żółto-niebieskich, ale ci nie odpuszczali i do samego końca próbowali zniwelować deficyt.
W decydującym momencie ciężar zdobywania punktów wzięli na siebie dwaj doświadczeni koszykarze - Piotr Szczotka i Przemysław Frasunkiewicz. Wychodziło im to na tyle dobrze (w obliczu mnożących się błędów przyjezdnych), że doprowadzili do ekscytującej końcówki. Asseco było już naprawdę blisko doprowadzenia do remisu, wszakże przewaga stopniała do raptem dwóch, trzech punktów, ale przed czarnym scenariuszem gości uratował wspomniany kilkakrotnie Thomas.
Asseco Gdynia - Rosa Radom 61:64 (12:21, 11:15, 18:17, 20:11)
Asseco: Matczak 13, Szczotka 12, Frasunkiewicz 11, Kaplanović 10, Hickey 8, Parzeński 4, Żołnierewicz 3, Morozow 0, Kowalczyk 0, Czerlonko 0.
Rosa: Thomas 20, Harris 11, Szymkiewicz 8, Jeszke 5, Hajrić 5, Adams 4, Sokołowski 4, Zajcew 4, Witka 3.
[multitable table=671 timetable=10721]Tabela/terminarz[/multitable]