Wrocławianie cały czas są na etapie zgrywania zespołu. Widać, że nie wszystko jeszcze funkcjonuje w drużynie Mihailo Uvalina. Śląsk potrafi przez kilka minut solidnie bronić i grać agresywnie, by później popełniać proste błędy.
Do tego dochodzą straty i nieprzemyślane decyzje w ataku. Indywidualne popisy niektórych graczy serbski szkoleniowiec musi jak najszybciej wyeliminować. Jak na razie zawodzą nieco Amerykanie - Brandon Heath, Anthony Smith i Maurice Sutton, ale we Wrocławiu wierzą, że ci zawodnicy wrócą do wysokiej formy i będą decydować o obliczu zespołu.
W niedzielę ekipa z Dolnego Śląska długo nie mogła sobie poradzić z agresywną obroną sopocian, którzy wymuszali sporo strat (w całym meczu 18).
- Gramy falami. Nie potrafimy utrzymać stałego poziomu, pozwalamy rywalowi na narzucenie własnych warunków. Tak ta gra nie może wyglądać - podkreśla Michał Jankowski, który wniósł nieco ożywienia w szeregi Śląska w drugiej połowie.
Mimo słabej postawy, Śląsk potrafił wywieźć zwycięstwo z Sopotu. - Trener cały czas nas motywował, zachęcał do jeszcze agresywniejszej gry. Udało się nam odeprzeć ataki Trefla i w końcówce sami przystąpiliśmy do szarży - komentuje zawodnik.
- Trefl Sopot był od nas zdecydowanie lepszy na przestrzeni całego spotkania i generalnie nie mamy czym się chwalić. Sopocianie konsekwentnie wykorzystywali nasze błędy, ale szczęście było przy nas w tym meczu. Musimy wyciągnąć wnioski z tego meczu, bo tak dalej być nie może - kończy Jankowski.