Top 10 kandydatów na przełomowy sezon w NBA

Dobiega końca pierwszy tydzień sezonu NBA. Już teraz widać, dla których graczy sezon 2015/16 może stać się odskocznią do większych zarobków i lepszej kariery.

Koszykarze, którzy wybierani są w draftach, wchodzą na naturalną ścieżkę rozwoju. 19-latkowie potrzebują z reguły ok. pięciu lat, aby dojrzeć do poziomu, który reprezentowali będą przez kolejnych pięć sezonów w NBA. W tym progresie przeszkodzić im mogą kontuzje, problemy z czasem gry i - oczywiście - pieniądze. Nie każdy gracz wybrany w drafcie ma właściwą motywację do tego, żeby dalej się rozwijać.

Ale czasem już w trzecim sezonie kariery następuje stagnacja. Gracze - tacy jak np Tyreke Evans - z "obiecujących", szybko stają się "zmarnowanymi talentami".

Czasem jednak zawodnicy po kilku latach zastoju dostają nową szansę - bywa, że jest to zmiana klubu, albo kontuzja innego gracza, która otwiera im nagle ważniejszą rolę w rotacji.

Poniżej 10 kandydatów na zaliczenie przełomowych sezonów w NBA. Generalni Menedżerowie 30 klubów ligi wytypowali przed sezonem Andrew Wigginsa jako tego, który taki sezon zaliczy. Ale to zbyt proste - Wiggins to w końcu nr 1 Draftu 2014. W grupie moich kandydatów nie ma też zawodników, którzy już teraz są gwiazdami NBA. Nie ma też tych weteranów, którzy mają za sobą wyjątkowo rozczarowujący sezon i szansę na powrót w wielkim stylu.

Rozgrywający: Reggie Jackson (Detroit Pistons)

Reggie Jackson został wybrany dopiero z nr 24 Draftu w 2011 roku, ale już w trzecim roku kariery stał się ważną postacią Oklahomy City Thunder. Ba, Jackson w I rundzie playoffów 2014 meczem na 32 punkty z Memphis Grizzlies, przy stanie 1-2, praktycznie uratował sezon Thunder. Kevin Durant i Russell Westbrook stali wówczas w rogach boiska i patrzyli na to co zrobi Reggie. Było więc tylko kwestią czasu, zanim Jackson po zakończeniu debiutanckiego kontraktu otrzyma ofertę maksymalnej umowy. Nie otrzymał jej jednak od Thunder przed sezonem 2014/15 (na jego pozycji gra już "maksymalny" Westbrook), więc Thunder w lutym tego roku przehandlowali go do Detroit Pistons. Tam w lipcu dostał swój wielki kontrakt.

Jackson zagrał już w poprzednim sezonie 27 meczów jako podstawowy rozgrywający Pistons i zaliczał 17,6 punktów, 9,2 asyst i 4,7 zbiórki na mecz. Tylko powrót po kontuzji Brandona Jenningsa może obniżyć jego minuty z poziomu 33-35 w meczu, ale prezydent/trener Pistons Stan Van Gundy dał mu latem kontrakt na 80 mln dolarów i w ten sposób wskazał kto w Detroit otrzyma szansę. Na starcie sezonu Jackson zdobywa najlepsze 18,7 punktów i gra póki co najlepszą obronę w karierze, a Pistons rozpoczęli sezon od bilansu 3-0. Oczywiście to czy poprawi wreszcie skuteczność za trzy (29,6%) będzie kluczowe w jego rozwoju, ale może liczyć na to, że pozostanie starterem w Detroit i jego minuty gry będą pewne. Sezon na 18 punktów, 8 asyst i 5 zbiórek w jego wykonaniu nie powinien być zaskoczeniem. Tak samo znalezienie się w kręgu kandydatów do Meczu Gwiazd.

Rzucający obrońca: CJ McCollum (Portland Trail Blazers)

Po rozczarowującym wejściu do ligi okazało się, że jedyny wśród koszykarzy absolwent dziennikarstwa, może też grać - a nie tylko pisać o NBA na portalu "The Players Tribune". W drugim sezonie C.J. McCollum błysnął w playoffach, zaliczając średnio 25,7 punktów w trzech ostatnich meczach serii z Memphis Grizzlies.

Na fali tego, ten "młodszy brat" Damiana Lillarda - utalentowany pick-and-rollowy snajper - rozpoczął sezon 2015/16 od rzucenia 37 punktów przeciwko New Orleans Pelicans. W kolejnych dwóch meczach oczywiście nie było tak dobrze, ale po odejściu Wesa Matthewsa (do Dallas) i Nicolasa Batuma (do Charlotte) na obwodzie Trail Blazers otworzyły się dla niego minuty gry. W poprzednim sezonie McCollum grał po 15,7 minut w 62 meczach. W tym powinien je podwoić do 31-32 na mecz i rozgrywając sezon na 16-17 punktów w meczu, powinien na wiosnę stać się jednym z głównych kandydatów do nagrody "Most Improved Player" (dla zawodnika, który zrobił największe postępy).

Trail Blazers będą drużyną na 20-30 zwycięstw, ale McCollum otrzyma mnóstwo szans na grę. Będzie ich jeszcze więcej, jeśli w drugiej części sezonu Blazers będą "oszczędzać" Lillarda, czyli dawać mu wolne, żeby zwiększyć swoje szanse na wysoki wybór w drafcie.

Niski skrzydłowy: Kawhi Leonard (San Antonio Spurs)

Nie przewracaj oczami. Kawhi Leonard owszem był MVP Finałów 2014, ale nigdy jeszcze nie znalazł się ani w Meczu Gwiazd, ani w trzech najlepszych piątkach sezonu. Bo tym co destabilizuje jego progres są kontuzje. Czy jest to kolano, dłoń, czy są to problemy ze wzrokiem - Leonard przez cztery pierwsze lata kariery nie miał jeszcze ani jednego sezonu regularnego, w którym rozegrałby co najmniej 67 spotkań.

Jego progres cały czas jednak się dzieje i Leonard z gracza typu "3-and-D" przeistacza się w strzelca - kogoś komu Gregg Popovich dał zielone światło i chce stwarzać okazje do zdobywania punktów w nietypowej jak na Spurs grze jeden na jednego. Do tego Leonard pozostaje prawdopodobnie najlepszym obwodowym obrońcą ligi. Jego "32 do 20" w pierwszym meczu sezonu z Kevinem Durantem było zapowiedzią tego co może stać się dalej z jego grą, jeżeli tylko ten najskromniejszy koszykarz NBA pozostanie zdrowy. W poprzednim sezonie Leonard zdobywał 16,5 punktów na mecz, w tym może dobić do 19-20, miejsca w Meczu Gwiazd i w najlepszych piątkach sezonu.

Silny skrzydłowy: Nikola Mirotić (Chicago Bulls)

"Threekola" to jeden z najbardziej bezkompromisowych graczy ligi i choć nie rozegrał jeszcze nawet 2000 minut w NBA, to już wygląda na to, że duet Gar Forman - John Paxson dokonał w Drafcie 2011 kolejnej kradzieży. Z nr 30 Bulls wybrali wtedy Jimmy'ego Butlera, a wcześniej z nr 23 Houston Rockets wybrali Nikolę Mirotica, ale przehandlowali go do Timberwolves, a ci szybko oddali go do Chicago (GM'em Minnesoty był oczywiście David Kahn...).

Mirotić w swoim debiutanckim sezonie 2014/15 był mierzącą 209 cm "czwórką", która rzucała za trzy z kozła na oczach kochającego dyscyplinę Toma Thibodeau. Nowy trener Bulls Fred Hoiberg dał mu po prostu zielone światło i przesunął do pierwszej piątki, wyjmując z niej Joakima Noaha. Za nami trzy mecze sezonu Bulls i Mirotić oddaje 6,7 trójek na mecz i zalicza 20 punktów i 8 zbiórek. Hvala.

Center: Rudy Gobert (Utah Jazz)

"Gobzilla" to typ podobny do Jacksona, bo grał już duże minuty w drugiej części poprzedniego sezonu. Teraz jednak jego wartość defensywna już od startu sezonu przełoży się na szanse Utah Jazz na playoffy, a Rudy może być jednym z kandydatów jeśli nie do Meczu Gwiazd, to z pewnością do nagrody dla najlepszego obrońcy sezonu.

Rudy Gobert grał do lutego po 22 minuty w meczu, ale po 34,5 minuty w 29 meczach, po tym jak Kanter odszedł do Oklahomy. Z nim na parkiecie Jazz oddawali 98,8 punktów na 100 posiadań. Bez niego 106,0 punktów. Dodatkowo poprawił atletyzm i lepiej podaje. Gobert powinien skończyć sezon w Top3 najlepiej blokujących i Top5 najlepiej zbierających graczy ligi.

Druga piątka:

Bradley Beal (Washington Wizards). Miałem kłopot w znalezieniu rozgrywającego do drugiej piątki. Wydaje się, że Dennis Schroder nie zwiększy swoich minut, dopóki nie odejdzie z Atlanty on, albo Jeff Teague. Ricky Rubio jeśli pozostanie zdrowy, to już samo w sobie będzie przełomem. Dla Bradleya Beala ten przełom związany będzie z tym, że w smallballu Wizards więcej będzie miał okazji na rzuty za trzy, przez co naturalnie poprawi swoją zdobycz punktową (trafia 40,1% trójek w karierze), która spadła z 17,1 punktów w sezonie 2013/14, do poziomu 15,3 punktów w 2014/15. Beal w końcu może stać się strzelcem na 20-21 punktów w meczu, a John Wall wygrać klasyfikację asyst.

Marcus Morris (Detroit Pistons). To piąty sezon w NBA "niższego" z bliźniaków Morris, ale już dla niego trzeci klub. Wydaje się jednak, że wreszcie znalazł swoje miejsce w lidze. Marcus Morris oddał aż 44 rzuty w trzech pierwszych meczach nowego sezonu (19,3 punktów na mecz) i gra dla Pistons rolę "mini-Melo" - czyli kogoś kto z pozycji nr 3 wykorzystuje przewagę fizyczną i rzut z półdystansu w grze jeden na jednego, a z pozycji nr 4 rozciąga grę i grozi rzutem za trzy. Morris jest też w zasadzie jedynym graczem Pistons, który regularnie może zdobywać punkty w grze sam na sam i przed nim najprawdopodobniej przełomowy sezon.

Otto Porter (Washington Wizards). Był wiosną dla playoffów Wschodu, tym czym CJ McCollum był dla playoffów Zachodu - objawieniem. Otto Porter po odejściu Paula Pierce'a wszedł do pierwszej piątki Wizards i choć w dwóch pierwszych meczach sezonu nie zaimponował, to dostał 68 minut gry i powinien wejść w rolę gracza "3-and-D".

Meyers Leonard (Portland Trail Blazers). Temu numerowi 11 Draftu 2012 jeszcze rok temu groziło to, że nie otrzyma od Trail Blazers nowego kontraktu. W lipcu Meyers Leonard trafi na rynek wolnych agentów jako zastrzeżony i może spodziewać się ogromnych zarobków. 23-latek ma 216 cm wzrostu, trafia 39% trójek w karierze i posiada niemały potencjał defensywny. W słabych Trail Blazers grał będzie teraz po 26-30 minut w meczu.

Jonas Valanciunas (Toronto Raptors). To praktycznie dla niego Raptors przebudowali latem skład - aby stworzyć mu większą rolę w ataku, dać więcej rzutów i zwiększyć jego minuty gry. Jonas Valanciunas ma 23 lata i wciąż robi postępy, tylko że w zeszłym sezonie dostawał mniej czasu gry (26,2) niż w sezonie 2013/14 (28,2). To ze statystycznego punktu widzenia absurdalne. Raptors nie zaoferowali jednak nowej umowy Lou Williamsowi i teraz Valanciunas - po przedłużeniu kontraktu o cztery lata - powinien otrzymywać więcej akcji rzutowych. Tym bardziej, że już teraz jest jednym z najlepszych centrów ligi w grze tyłem do kosza.

Źródło artykułu: