Koszykarze ze Słupska podchodzili do meczu rozdrażnieni wysoką przegraną w Toruniu. Chcieli udowodnić sobie i swoim kibicom, że tamto spotkanie było tylko wypadkiem przy pracy.
- Po ostatnim naszym wybryku w Toruniu, gdzie przegraliśmy 25 punktami, musieliśmy się zrehabilitować i wysoko wygrać w sobotę. Podeszliśmy do tego meczu bardzo skoncentrowani i chcieliśmy rywalom od początku narzucić swój styl gry. Bardzo zależało nam na ograniczeniu ich szybkiego ataku, bo wiedzieliśmy, że jeżeli tego nie zrobimy to czeka nas bardzo ciężkie spotkanie - mówił Jarosław Mokros.
Bardzo ważna w sobotnim spotkaniu była defensywa, bowiem wcześniej w słupskim zespole nie funkcjonowała ona najlepiej. Tym razem udało się zatrzymać rywala na jedynie 54 punktach.
- Kluczem do zwycięstwa była na pewno obrona, bo dobra postawa w niej napędzała nasze kontry. Udało nam się zrobić parę wsadów i wzajemnie się pobudzaliśmy. Była w nas pozytywna energia, którą czułem zarówno, kiedy siedziałem na ławce, jak i kiedy Kacper Borowski popisał się efektownym wsadem. Żyliśmy wszyscy, nikt nie spuszczał głowy, ani nie pojawiały się elementy indywidualizmu - zauważył skrzydłowy Energi Czarnych.
- Jest dopiero początek sezonu, a nie wszyscy z nas współpracowali już z trenerem Kairysem wcześniej. Jesteśmy drużyną, która ma grać mobilnie, szybko i mocno w obronie. To jest dla nas ważne. Defensywa wciąż nie jest jeszcze doszlifowana do granic perfekcji, ale to dopiero początek sezonu, dlatego z każdym kolejnym spotkaniem będziemy lepsi - kontynuował swoją wypowiedź popularny "Mokry".
Teraz przed Energą Czarnymi Słupsk prawdziwy sprawdzian ich możliwości, ponieważ w niedzielę zmierzą się ze Stelmetem Zielona Góra.
- Jedziemy na teren mistrzów Polski z dużym respektem, ale respekt nie oznacza, że będziemy się ich bać. Zagramy z wiarą w siebie i będziemy chcieli sprawić tam niespodziankę - zakończył Mokros.