Jeszcze na około trzy minuty przed końcem sobotniego spotkania drużyna z Dąbrowy Górniczej zachowywała realne szanse na zwycięstwo. W momencie, gdy jeden z dwóch przysługujących rzutów osobistych wykorzystał Jakub Dłoniak, a na tablicy świetlnej widniał remis 85:85, podopieczni trenera Piotra Ignatowicza włączyli drugi bieg. Czarno-zieloni do samego końca spotkania nie pozwolili już przyjezdnym trafić do kosza, a sami zanotowali imponującą serię 11 punktów z rzędu.
- Myślę, że przez pierwsze trzydzieści minut oba zespoły grały falami. Różnica punktowa nie przekraczała bodajże siedmiu, ośmiu oczek. Natomiast w ostatniej odsłonie starcia nie wykorzystywaliśmy łatwych pozycji do rzutów, a Turów wręcz przeciwnie. Gospodarze byli od nas zdecydowanie skuteczniejsi. Zbudowali sobie 6-punktową przewagę, którą dowieźli do końca - komentował trener MKS-u Wojciech Wieczorek.
Szkoleniowiec przyjezdnych mógł być w decydujących minutach rozczarowany postawą Piotra Pamuły. Ten 25-letni skrzydłowy, który jeszcze chwilę wcześniej utrzymywał swój zespół w grze dzięki celnym trójkom, w końcówce przestrzelił dwa rzuty z półdystansu i w ważnej akcji wyrzucił piłkę w aut. Zawiódł także skuteczniejszy wcześniej Rashaun Broadus, który nie dość, że przestał trafiać, to zaczął popełniać także straty.
Dla PGE Turowa było to dopiero drugie zwycięstwo w bieżącym sezonie. Dla MKS-u to zaś piąta porażka. Nie zmienia to faktu, że oba zespoły w chwili obecnej legitymują się identycznym bilansem (2-5).
- Turów ma napięty harmonogram rozgrywek. Grają mecze właściwie co trzy dni, a wliczają się w to także pojedynki na arenie międzynarodowej i jest to z pewnością dla tego zespołu duży problem. Dlatego też tym bardziej gratuluje im zwycięstwa. Naszym jest zaś to, że nie potrafimy grać w czwartych kwartach. Bardzo ciężko przychodzi nam zdobywanie punktów z oczywistych i klarownych sytuacji - dodał na zakończenie trener MKS-u Dąbrowy Górniczej.