Sinusoidalnie układa się ten sezon dla PGE Turowa Zgorzelec. Wicemistrz Polski zaczął rozgrywki od dwóch porażek i na pierwsze zwycięstwo musiał czekać do trzeciej kolejki, kiedy to pokonał Start Lublin. Zgorzelczanie nie poszli jednak wówczas za ciosem, przegrywając trzy kolejne spotkania.
I gdy większość komentatorów położyła krzyżyk na drużynie z przygranicznego miasta, PGE Turów zaskoczył. I to w podwójnym znaczeniu. Zaskoczył tak, jak przystało na dobrze funkcjonującą maszynę, a także zaskoczył trzech kolejnych rywali: MKS, AZS oraz Śląsk.
W czwartek sinusoida znowu skierowała się jednak ku dołowi. Zgorzelczanie przegrali u siebie z Polfarmexem Kutno 68:70 ze względu na słabo rozegraną końcówkę spotkania oraz deklasację rywala w walce na tablicach.
- Taka przegrana zawsze boli. W końcówce spotkania mieliśmy swoją szansę na wygranie tego meczu, ale niestety popełniliśmy stratę, dość nieszczęśliwą stratę i ostatecznie przegraliśmy - powiedział jeden z ważniejszych graczy rotacji PGE Turowa, Jakub Karolak.
Wicemistrzowie Polski pozwolili zdominować się w grze pod koszem. Polfarmex zanotował aż 44 zbiórki, przy tylko 25 gospodarzy. Tym samym, kutnianie utorowali sobie drogę do wygranej, choć jednocześnie popełnili aż 21 strat (przy tylko 12 gospodarzy).
- Ciężko powiedzieć coś sensownego, gdy notuje się o 19 zbiórek mniej niż rywale. Trzeba pogratulować rywalowi i postarać się jak najlepiej przygotować do kolejnego spotkania, które czeka nas już wkrótce - dodał Karolak, autor ośmiu punktów w starciu z Polfarmexem.
Już w niedzielę zgorzelczanie zmierzą się u siebie z King Wilkami Morskimi Szczecin.