Saso Filipovski: Jestem szczęśliwy, gdy wracam do Zgorzelca

- Oczywiście jestem szczęśliwy z tego, że wygraliśmy, ale niezadowolony z nierównej i niekonsekwentnej gry - analizował postawę Stelmetu BC Zielona Góra w meczu z PGE Turowem Saso Filipovski.

Bartosz Seń
Bartosz Seń

Dla Saso Filipovskiego mecze w Zgorzelcu zawsze są tymi z kategorii wyjątkowych. To w przygranicznym mieście Słoweniec dwukrotnie - w 2007 i 2008 roku - świętował bowiem jako szkoleniowiec Turowa wywalczenie srebrnych medali mistrzostw Polski. Do dziś, pomimo objęcia sterów w zielonogórskim klubie, jest on ulubieńcem wielu kibiców z miasta położonego nad Nysą Łużycką.

- Jestem zawsze szczęśliwy, gdy wracam do Zgorzelca. Mam tu dużo przyjaciół. Dziś chciałbym pogratulować Turowowi dobrego meczu. Zagrali bardzo zdeterminowani i zmotywowani. Walczyli przez pełne 40 minut - przyznawał po końcowym gwizdku Saso Filipovski.

Jego podopieczni faktycznie musieli się sporo napracować, aby pokonać słabszy personalnie PGE Turów. W połowie trzeciej kwarty zielonogórzanie po celnym rzucie Mateusza Ponitki prowadzili co prawda 59:48, ale gospodarze jeszcze przed końcem tej części spotkania potrafili nie tylko wyrównać, ale nawet objąć prowadzenie. Czarno-zieloni skarcili gości z Winnego Grodu w tym czasie czterema celnymi rzutami z dystansu - trzy były autorstwa Jakuba Karolaka, a jedna Filipa Dylewicza.

- Mieliśmy zarówno 6-punktową przewagę po pierwszej połowie, jak i 11 ”oczek” zaliczki w trzeciej kwarcie, ale ciągle pozwalaliśmy Turowowi za szybko wracać do gry. Gospodarze byli agresywni i trafiali dużo rzutów z penetracji - analizował szkoleniowiec Stelmetu.

W zaciętej końcówce to zielonogórzanie zachowali więcej zimnej krwi. Na linii rzutów osobistych bezbłędni byli Vlad-Sorin Moldoveanu i Łukasz Koszarek, który w samej czwartej kwarcie zdobył 12 ze swoich 19 punktów. - Kolejny mecz wygrywamy dzięki atakowi. Dla mnie to normalne, że fajnie jest rzucić aż 95 punktów, ale z drugiej strony strata 93 punktów nie świadczy o niczym dobrym - przyznawał Filipovski.

Choć trener Piotr Ignatowicz rotował zaledwie ósemką graczy, a na parkiecie w barwach Turowa nie przebywał klasyczny center, to i tak Stelmet BC wyraźnie przegrał rywalizację o zbiórki (30:38). Gracze z Winnego Grodu rozdali też od swoich rywali mniej asyst (10:14)

- Oczywiście jestem szczęśliwy z tego, że wygraliśmy, ale niezadowolony z nierównej i niekonsekwentnej gry. Kiedy zespół ma ponad dziesięć punktów przewagi, to nie może tracić jej tak szybko. Nie było też dobrej zbiórki i obrony jeden na jeden - kontynuował słoweński szkoleniowiec.

Koszykarze Stelmetu zbyt długo zwycięstwem w Zgorzelcu się jednak nie pocieszą. Już we wtorek rozpoczną bowiem rywalizację w Pucharze Europy.

- Wracamy teraz do hali ciężko pracować na treningach. Sezon jest długi. Zaraz ponownie zaczynamy grę w europejskich pucharach. Dziękuje przy tej okazji władzom Turowa za to, że zgodzili się na przeniesienie tego meczu z trzeciego na drugiego stycznia. Już piątego stycznia gramy bowiem na wyjeździe z MHP Riesen Ludwigsburg i ta zmiana była nam bardzo na rękę - dodał na zakończenie Saso Filipovski.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×