Dość niespodziewanie, niedzielny mecz czternastej kolejki Tauron Basket Ligi, pomiędzy Rosą a Polfarmexem, przyniósł dużo emocji. Stawiani w roli zdecydowanych faworytów gospodarze musieli bardzo mocno się wysilić, aby pokonać siódmą obecnie drużynę tabeli. Losy spotkania rozstrzygnęły się w samej końcówce.
- Fajny mecz do oglądania dla kibiców, bo dużo walki i trochę dobrej koszykówki było. Źle rozpoczęliśmy to spotkanie, pierwsza kwarta nam nie wyszła - przyznał Jarosław Krysiewicz. Trudno ze słowami szkoleniowca się nie zgodzić - w premierowej odsłonie jego podopieczni zdobyli zaledwie dziewięć punktów, przy dwudziestu rywali.
- Później zagraliśmy jedne z najlepszych dwudziestu siedmiu minut w tym sezonie, bo do trzydziestej ósmej minuty trzymaliśmy się dzielnie, a potem wyszło niestety to, z czym mamy problem - zabrakło nam doświadczenia w końcówce - podkreślił opiekun. Po trzech częściach kutnianie doprowadzili bowiem do remisu 52:52. Nie wytrzymali jednak presji w kluczowych fragmentach.
- Rosa, mając ekipę doświadczonych ludzi, rozegrała to perfekcyjnie. Nam się to nie udało, stąd porażka. Mieliśmy ostatnio trochę problemów w ataku, ale myślę, że ten mecz pozwoli nam się "przełamać", a później będzie już tylko lepiej - zakończył Krysiewicz, odwołując się do wcześniejszej porażki swojego zespołu z Anwilem Włocławek.
W piętnastu rozegranych do tej pory pojedynkach Polfarmex zgromadził 23 punkty. Legitymuje się bilansem 8-7. W następnej kolejce podejmie beniaminka z Ostrowa Wielkopolskiego.
Ręce opadają.