Wszystko wskazuje na to, że mamy przyjemność oglądać teraz w akcji chyba najlepszego strzelca w historii tego sportu. Stephen Curry nie wykazuje żadnych obniżek formy i nawet granie pomimo delikatnej kontuzji nie sprawia mu większych problemów.
Dwa miesiące temu dokonała się symboliczna chwila, kiedy to Steph wyprzedził swojego ojca, Della Curry'ego w liczbie trafionych rzutów za trzy punkty w całej karierze. Sęk w tym, że legenda Charlotte Hornets potrzebowała do rzucenia swoich "trójek" 1083 spotkań, natomiast lider Golden State Warriors wyprzedził tatę rozgrywając dopiero swój 427 mecz.
Inną kwestią, która najprawdopodobniej stanie się historyczna po zakończeniu tego sezonu jest to, ile łącznie trójek rzuci Curry we wszystkich 82 spotkaniach sezonu regularnego. Do tej pory MVP ligi posiada dwa najlepsze rezultaty w historii, kolejno 286 i 272 trafione rzuty z dystansu w jednych rozgrywkach. Dotychczasowy rekord został pobity sezon temu, kiedy Curry trafiał średnio 3,4 "trójek" na spotkanie.
W tym momencie, Steph ma ich już 162, co daje niesamowitą średnią 4,6 trafionych na mecz. Jeżeli lider Warriors utrzyma tę dyspozycję, zakończy sezon mają ich na koncie około 380. Pobiłby wtedy swój rekord o blisko 100 prób, byłaby to wielka chwila.
Niedzielny pojedynek przeciwko Sacramento Kings zaowocował w kolejną historyczną chwilę. Curry zakończył ten mecz zdobywając 38 punktów i rozdając 11 asyst. Trafił aż 8 razy za trzy punkty, co sprawiło, że stał się samodzielnym liderem w kolejnej tabeli wszech czasów. Chodzi o spotkania na przestrzeni jednego sezonu, w których dany zawodnik trafia 8 lub więcej rzutów z dystansu.
Do tej pory w tej klasyfikacji prowadził George McCloud, który miał takich meczów 6. Curry po pojedynku z Kings zanotował siódmy mecz w tym sezonie z takim dorobkiem, co już teraz sprawiło, że jest to wyczyn, którego nie powtórzył nikt przed nim. A do końca sezonu regularnego wciąż pozostało do rozegrania 45 spotkań.