Nie tak grę w swoim kolejnym klubie wyobrażał sobie Tomasz Wojdyła. 38-latek miał być pewnym punktem drużyny budowanej przez Dariusza Szczubiała, lecz od początku nie sprzyjało mu szczęście. Wszystko zaczęło się od pechowej kontuzji kolana, przez którą koszykarz opuścić musiał pierwsze kolejki rozgrywek. Kiedy jednak w meczu ze Stelmetem Zielona Góra doświadczony gracz wrócił na dobre na parkiet wydawało się, że trudne chwile ma już za sobą. Ostatecznie tak się nie stało i pomimo 35 minut rozegranych w kolejnym pojedynku przeciwko Treflowi Sopot dalej nie cieszył się zaufaniem szkoleniowca.
- Za Dariusza Szczubiała nie grałem dużo, zagrałem ze Stelmetem, później jeszcze jeden mecz i odsunął mnie on od gry, potem miałem nadzieje, że coś się zmieni po przyjściu trenera Budzinauskasa - wspomina Tomasz Wojdyła.
Po zmianie na ławce trenerskiej Kociewskich Diabłów nie zmieniło się zbyt wiele. Co prawda Mindaugas Budzinauskas dał szansę Wojdyle w swoim debiucie w roli trenera w starciu ze Stalą Ostrów Wielkopolski, ale później u Litwina grywał on również tylko epizody.
- Nie miałem ostatnio żadnej kontuzji, jedynie jelitówkę, nic się nie zmieniło i dalej nie grałem, więc uznaliśmy z prezesem Poziemskim, że nie było sensu tego kontynuować - tłumaczy Wojdyła.
Nową drużyną byłego już podkoszowego Polpharmy została Pogoń Prudnik. Tam spotka się ze swoim dobrym znajomym Grzegorzem Mordzakiem, który namawiał go na przenosiny do pierwszej ligi.
- Grzesiek miał też na pewno coś wspólnego z tym, że zagram w Prudniku. Były inne oferty, była też jedna propozycja z TBL, ale pojawiła się ona już za późno i nie chcę ujawniać nazwy klubu - kończy Tomasz Wojdyła.