WP SportoweFakty: "Zachwycający Aaron Cel", "Ważne zwycięstwo Cela", "Fenomenalna gra Polaka" - takie tytuły artykułów można napotkać w mediach w ostatnim czasie. Powiem krótko - wow.
Aaron Cel: W ostatnim czasie naszej drużynie bardzo dobrze idzie. Pewnie nikt by się tego nie spodziewał, ponieważ jesteśmy we Francji beniaminkiem. Szczerze mówiąc, jest to zespół nieco inny od reszty ze względu na dość wysoki budżet. Ekipa trenowała razem od początku sierpnia przygotowując się do zbliżających rozgrywek. W tym czasie ja przebywałem na Eurobaskecie. Wróciłem dopiero pod koniec września, więc miałem trochę opóźnienia w stosunku do reszty. Próbowałem jak najszybciej załapać rytm drużyny. Trener dał mi jednak do zrozumienia, że na początku będę mniej grać, ponieważ muszę zrozumieć styl gry czy też zagrywki.
I faktycznie na początku nie spędzał pan zbyt wielu minut na parkiecie.
- Dokładnie. Tak jak wspomniałem, było to spowodowane moim późniejszym dołączeniem do drużyny. Poza tym skład był dość spory, ponieważ na początku było trzynastu doświadczonych zawodników. W takiej sytuacji nie jest łatwo od razu się przebić. Intensywnie trenowałem, aż w końcu trener zaczął mi ufać, dzięki czemu obecnie gram coraz więcej.
Jak czuje się pan we Francji? Spoglądając na wyniki można stwierdzić, że klimat służy.
- Jest tu bardzo fajnie. W tej drużynie jest totalnie inny styl gry, trochę cięższy dla mnie. Jest on bardziej atletyczny, a wszyscy szybko grają. Do tego musiałem się przede wszystkim przyzwyczaić i dostosować. Poza tym klub jest profesjonalny i bardzo dobrze jest tu wszystko zorganizowane. Dbają o nas świetnie, żebyśmy mogli skupić się na samej grze. To miejsce, które jest rajem, bo tereny są przepiękne.
Szybko zaaklimatyzował się pan w nowym otoczeniu?
- Uważam, że w tej ekipie bardzo mądrze zakontraktowano graczy. Dzięki temu szybko zbudowała się też pozytywna atmosfera, co pozwoliło mi się szybciej wkomponować w zespół kiedy do nich dołączyłem. Obecnie nie ma co narzekać, bo naprawdę jesteśmy zgrani. Poza tym, jak się wygrywa to wszyscy są szczęśliwi. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że dobrze nam idzie i oby tak było dalej.
Na szczęście nie było potrzeby nauki języka bowiem urodził się pan we Francji.
- Poza tym większość tutejszych osób mówi po angielsku. Mimo wszystko w naszej drużynie jest dwóch czy trzech zawodników francuskich, więc z nimi dogaduję się w tym języku.
Porozmawiajmy o lidze francuskiej. Czy jest to liga taka jakiej się pan spodziewał czy jednak czymś zaskoczyła?
- Wiedziałem, że jest to bardzo zacięta liga. Co roku wyłania się inny mistrz, odpadają drużyny, po których nikt by się nie spodziewał. To liga, w której każdy może pokonać każdego i taki jest jej urok. Każdy mecz jest ciekawy i może zakończyć się niespodzianką. Trzeba więc w stu procentach skupić się na każdym pojedynku i być w pełni przygotowanym, bo inaczej może to zakończyć się porażką. Poza tym jest to dosyć atletyczna koszykówka.
Podejrzewam, że widać sporą różnice pomiędzy ligą polską, a francuską.
- To jest inny poziom. Myślę, że akurat Stelmet poradziłby sobie w tej lidze, a reszta polskich drużyn prawdopodobnie nie. Ogólnie tu są też inne pieniądze i budżety klubów. To wszystko też się przekłada. Może nie jest to poziom hiszpański, ale jest dobry.
Po tych wypowiedziach można stwierdzić, że zmiany klubu były dobrą decyzją w pana życiu?
- Jak najbardziej. Nie żałuję żadnych swoich decyzji, ponieważ uważam, że każde doświadczenie jest cenne. Wiedziałem, że przychodząc do nowego klubu nie będę od razu najważniejszym graczem w drużynie. Trzeba sobie wywalczyć miejsce w składzie i ciężko trenować, korzystając z każdego doświadczenia. Ważne jest, by przy tym cieszyć się z gry w koszykówkę.
Czy choć trochę spogląda pan w stronę Zielonej Góry i wyników jakie osiąga były zespół?
- Co weekend śledzę poczynania chłopaków. Mam polską telewizję, więc oglądam mecze i jestem z tym na bieżąco. Widziałem ich pojedynek ze Szczecinem. Ponadto mam kontakt z kilkoma kolegami z mojego byłego zespołu. W Zielonej Górze mam także sporo innych znajomych.
Czyli trzyma pan kciuki za tych chłopaków?
- Oczywiście, że tak. Choć widzę, że bardzo dobrze sobie radzą i za bardzo ich nie potrzebują.
Rozmawiała Ewelina Bielawska