Mało kto miał tak barwną karierę i tyle pomysłów na życie. Nie chodzi o osiągnięcia sportowe, bo pod tym względem Gilbert Arenas nikomu nie zaimponuje. Bardziej chodzi o to, że wokół niego ciągle coś się działo. Nie inaczej jest po zakończeniu kariery, bo niedawno dostaliśmy kolejny przykład, że były świetny strzelec z NBA (zakończył karierę w lidze chińskiej w 2013 roku) nie jest do końca normalny.
200 mln dolarów
Największa burzę wywołał pod koniec stycznia, kiedy na Instagramie opisał, jak oszukiwał właścicieli nocnych klubów. Chodziło o duże pieniądze. Płacił za wieczór 80 tys. dolarów, jednak następnego dnia dzwonił do American Express, że karta została skradziona i że to nie on dokonywał transakcji. Na rachunkach widniały bowiem podpisy jego kolegów. Przedstawiciele słynnej instytucji finansowej zwracali mu całą gotówkę, bo wierzyli w słowa bogatego klienta. Na dodatek Arenas chwalił się, że tym bardziej wyszedł na swoje, bo bawił się w klubie za darmo.
Zawodnik prawdopodobnie będzie miał kłopoty z prawem przez swój wpis. Nie wiedział, że takie oszustwo to przestępstwo ścigane z urzędu. Arenas próbował wszystko obrócić w żart, jednak przedstawiciele American Express już zagonili swoich prawników do pracy, żeby przyjrzeli się transakcjom byłego koszykarza.
Najdziwniejsze jest, że na takie "drobne oszustwa" porywa się zawodnik, który z samych kontraktów koszykarskich zgarnął przez całą karierę ponad 160 mln dolarów. Do tego dochodziły umowy reklamowe, więc spokojnie można założyć, że Arenas zarobił na koszykówce 200 mln dolarów.
Koszykarki jak z więzienia
Wcześnie Arenas podpadł koszykarkom WNBA. Wpadł na pomysł, jak uatrakcyjnić rozgrywki zawodniczek - trzeba skracać spódniczki i zatrudniać ładniejsze dziewczyny. Tylko w ten sposób kibice będą bardziej interesować tą dyscypliną sportu. Do tej pory bowiem, jak argumentował Arenas, pokazywano brzydkie zawodniczki, przez co zainteresowanie spadało. - Taka była idea, kiedy powstawało WNBA. Nie gromady dziewczyn wyglądających jak "Orange is the New Black" - koszykarz nawiązywał do popularnego serialu, którego akcja toczy się w więzieniu.
Wyjaśniał jeszcze, że nie wszystkie koszykarki są brzydkie, że jest trochę "ślicznotek", jednak i tak ściągnął na siebie gromy. Usłyszał, że to seksistowskie uwagi, na które władze WNBA się nie zgadzają. No to jeszcze bardziej postanowił zaognić sytuację, kiedy przypomniał, że najsłynniejsze tenisistki to nie te najlepsze, ale najładniejsze. Wreszcie nie wytrzymał i porzucił ten osobliwy język dyplomacji. - Do bandy mających o sobie wysokie mniemanie bab - pierd... się. Chciałem tylko pomóc waszemu sportowi - napisał na Twitterze.
Lubił prowokować i za nic miał nieszczęścia innych. Kiedy w miejscowości Flint w stanie Michigan doszło do zatrucia wody, Arenas naśmiewał się, że jak mogą żyć w takim brudzie. Na Instagram wrzucał zdjęcia banknotów z podpisem, że to dla "tych brudasów". Potem przepraszał, skasował nawet kontrowersyjne wpisy na portalach społecznościowych, ale mało kto wierzył w jego szczerość.
Fałszywy pierścionek
W 2011 roku Arenas miał kłopoty, kiedy rozstawał się ze swoją narzeczoną, Laurą Govan. Najpierw oskarżył ją o kradzież rzeczy z jego domu, kiedy jeszcze razem mieszkali. Dziewczyna miała ogołocić mu mieszkanie, wszystko zapakować do ciężarówki firmy przeprowadzkowej i - korzystając z karty płatniczej koszykarza - zapłacić za kurs z Orlando na zachodnie wybrzeże USA.
Firma za usługę wystawiła rachunek na ponad 24 tys. dolarów, ściągając należność z konta Arenasa. Dwa tygodnie później prawnik zawodnika zażądał oddania pieniędzy, bowiem twierdził, że karta została skradziona, a jego klient nic nie wiedział o planach Govan. Wkrótce wyszło na jaw, że to kłamstwo, a Arenas chciał jedynie w nieuczciwy sposób odzyskać pieniądze.
Z Govan spotkał się w sądzie pod koniec ubiegłego roku. Matkę czwórki swoich dzieci oskarżył o umieszczanie oczerniających go wpisów na portalach społecznościowych. Była narzeczona miała informować internautów, że zawodnik jest zarażony chorobami przenoszonymi drogą płciową. Właśnie za to Arenas skierował sprawę do sądu.
To nie pierwsza sprawa między nimi. Rok temu Govan pozwała o trzy lata młodszego Arenasa, że przestał jej pomagać finansowo. Para, która poznała się w 2003 roku, spędziła razem następne dziesięć lat. Nie mieli ślubu, jednak koszykarz pomagał zarówno jej, jak i swoim dzieciom pozostającym pod opieką matki.
Wiele razy miał ją zapewniać, że nie musi szukać pracy, bowiem on ją utrzyma. Kiedy się rozstali, Arenas nie chciał już jej przesyłać pieniędzy. Podobno wcześniej przelewał każdorazowo 20 tys. dolarów. Przy okazji wyszło na jaw, że pierścionek zaręczynowy - kupiony rzekomo za 100 tys. dolarów - był tanią podróbą. Nie wiadomo jednak, czy to prawda, bo zawodnik przekonywał sąd o falsyfikacie dopiero w momencie, kiedy była narzeczona upomniała się o połowę pieniędzy ze sprzedaży pierścionka.
23 lata za morderstwo
Głośną sprawa było również starcie z Javarisem Crittentonem, byłym koszykarzem NBA. W 2010 roku w szatni Washington Wizards doszło między nimi do gwałtownej wymiany zdań, a chodziło o grę w karty i długi, jakie z tego powodu się pojawiły. Tak się pokłócili, że następnego dnia w klubie pojawiła się broń palna.
Najpierw sobie grozili, a potem obaj wyciągnęli w szatni pistolety. Po tym incydencie obaj zawodnicy został zawieszeni do końca sezonu. Crittenton w 2013 roku został skazany za morderstwo na 23 lata więzienia.
W 2015 roku Arenas pojawiał się w sądzie także w roli poszkodowanego. Pozwał do sądu Johna White'a, byłego doradcę finansowego z czasów gry w NBA. W latach 2006-2010 pomagał Arenasowi, który gorszego pomocnika nie mógł wybrać. White oszukiwał m.in. urząd skarbowy, w sumie okradając zawodnika na ponad 2 mln dolarów. Za pieniądze koszykarza kupił sobie m.in. nowe Ferrari. Były zawodnik NBA domaga się od doradcy 40 mln dolarów odszkodowania.
#dziejesiewsporcie: gol bramkarza w ostatniej minucie!
Źródło: WP