11:0 - do niedzielnej potyczki tak prezentował się bilans meczów pomiędzy Energą Czarnymi Słupsk a Siarką Tarnobrzeg. Również i tym razem łatwo było wskazać faworyta. Co prawda goście zagrali na Podkarpaciu bez Demonte Harpera i Mantasa Cesnauskisa, ale to zespół Zbigniewa Pyszniaka był bardziej osłabiony. Uraz wykluczył z rywalizacji Gary'ego Bella, jednego z najlepszych strzelców całej ligi.
Rotacja tarnobrzeżan znów została zawężona do minimum, a Czarne Pantery mimo ubytków wciąż korzystały z głębi składu. Nieoczekiwanie to jednak Siarka do przerwy miała inicjatywę i grając szaloną koszykówkę prowadziła. Z każdą minutą ekipa z Podkarpacia słabła jednak fizycznie, by w czwartej kwarcie zupełnie oddać pole rywalowi.
- Pokazaliśmy w tym starciu dwie twarze, to były zupełnie inne połowy. Do przerwy nasza defensywa była bardzo słaba, pozwoliliśmy gospodarzom na zdobycie zbyt dużej liczby punktów. Naszym głównym celem na to spotkanie było zaprezentowanie takiej obrony, która pozwoli Siarce rzucić 15 punktów w kwarcie - nie ukrywa trener Energi Czarnych, Donaldas Kairys.
- Niestety, byliśmy zdolni spełnić te założenia tylko w drugiej połowie. Pozwoliło nam to na zdominowanie walki o zbiórki i przejęcie kontroli nad meczem. Wiedzieliśmy, jak trudne będzie to spotkanie. Siarka to bardzo dobrze rzucająca drużyna. Może przeciwko nam tego nie pokazali, ale to niebezpieczny zespół - dodaje opiekun gości.
Podopieczni Pyszniaka do przerwy rzucili aż 41 punktów, ale po zmianie stron już tylko 30. Faworyt nie zachwycił, ale wykorzystał swoje atuty zwłaszcza pod koszem i sięgnął po wygraną 83:71. Gospodarze zostawili po sobie dobre wrażenie, które nie zmienia jednak faktu, że była to ich już 11 porażka z rzędu!
- Wielu moich zawodników grało z lekkimi kontuzjami albo po przebytych chorobach. Doceniam ich postawę, walkę o zbiórki, ale także z własnym bólem. Pozwoliło nam to zwyciężyć - przyznał Kairys.