Karol Michałek: Kipieliśmy po meczu w Warszawie

W swoim ostatnim meczu, rozgrywanym w ramach 24. kolejki I ligi, Noteć pokonała u siebie ekipę z Katowic 76:72. Była to jej piąta wygrana z rzędu na własnym parkiecie. - W Inowrocławiu pokazujemy nasze możliwości - zaznacza Karol Michałek.

Dla niego, jak i dla całego zespołu, był to udany mecz, choć jeszcze w trzeciej kwarcie inowrocławianie daleko byli od końcowego sukcesu. Ostatecznie to właśnie Karol Michałek wspólnie z Łukaszem Ratajczakiem wzięli sprawy w swoje ręce i Noteć wróciła do gry, a w końcówce pokazała już swoją wyższość nad rywalem.
WP SportoweFakty: Rozpieszczacie swoich kibiców. Wasza ostatnia domowa porażka miała miejsce jeszcze w listopadzie i to z liderem z Krosna po - tak naprawdę - nie najgorszym meczu. Później seria 5 wygranych. Powody do zadowolenia na pewno są.

Karol Michałek: Z całą pewnością możemy być zadowoleni z bilansu meczów na własnym parkiecie. W Inowrocławiu pokazujemy nasze możliwości i nawet spotkania, w których widoczna jest nasza słabsza dyspozycja, takie jak mecz z AZS-em AWF, potrafimy zakończyć zwycięstwem.

Znów trzymaliście swoich kibiców w niepewności i, podobnie jak z Biofarmem, wygraliście dzięki udanemu finiszowi.

- Nie da się ukryć, że przeciwnik postawił twarde warunki, co przełożyło się na ogólny, zacięty obraz gry, nie do końca atrakcyjny dla kibiców. Dużo było niewymuszonych błędów, strat i niedociągnięć w grze obronnej. W pierwszej połowie widoczna aktywność  graczy AZS-u na naszej tablicy pozwoliła im na ponawianie akcji i oddanie znacznie większej liczby rzutów, co też przełożyło się na wynik do przerwy. Druga odsłona niestety nie zaczęła się po naszej myśli i rywale wyszli już nawet na 10-punktowe prowadzenie, przez co zrobiło się "gorąco". Jednak z upływem czasu zyskiwaliśmy coraz więcej pewności i poprzez poprawę zbiórki i skuteczności w ataku, a także dzięki faulom przeciwników, które zamienialiśmy na punkty z osobistych, udało nam się dowieźć zwycięstwo do końcowej syreny.

Było w was dużo typowo sportowej złości po klęsce w Warszawie?

- O takich meczach, jak nasz w stolicy, trzeba jak najszybciej zapomnieć, jednak nie przychodzi to łatwo. Można powtarzać sobie truizmy w stylu "bijemy się o inne cele", "mamy inną sytuację finansową" itd. Ale po takim laniu, chcąc nie chcąc, w głowie zostaje myśl, czy naprawdę zasłużyliśmy aż na taki łomot?! Zatem tak, myślę, że każdy z nas gdzieś w głębi gotował się. Ba! Kipiał od sportowej złości.

A mieliście pewne obawy przed tym meczem? Choćby z tego względu, że zespół z Katowic mocno przeciwstawił się ostatnio Sokołowi Łańcut?

- Gra AZS-u z meczu na mecz ulega poprawie. Wygrana ze Spójnią i solidna walka z Sokołem nie były przypadkiem - ten zespół ma charakter. Myślę, że w wielu meczach, tak jak my, po prostu płacą frycowe beniaminka. Czy obawialiśmy się? Podchodziliśmy do meczu z respektem, ale też mieliśmy jeden cel, a była nim wygrana.

Nieco słabiej niż zwykle zagrał Dawid Adamczewski, ale podkoszowe trio, z tobą na czele, wzięło sprawy w swoje ręce. Ze swojej dyspozycji w tym meczu możesz być chyba szczególnie zadowolony.

- Stiven (Dawid Adamczewski przyp. red.) przyzwyczaił tak nas, jak i kibiców, do występów na bardzo wysokim poziomie. Jego forma to dla drużyny duży atut, jednak to obosieczny miecz. Oczekiwania wobec niego są spore, a przeciwnicy coraz to większy nacisk kładą na obronę Dawida. Każdy ma prawo do słabszego występu, ale to doświadczony gracz i daje sobie uciąć rękę, że jeszcze niejednym zagraniem Stiven da kibicom powód do ruszenia tyłków z miejsc.

Co do podkoszowego trio, cieszę się, że w drugiej połowie zdominowaliśmy tablice, i nie dawaliśmy już tak wielu okazji do ponowień akcji przeciwnikom. Ze swojego występu też jestem zadowolony. Tak sobie myślę, że mogłem trafić jeszcze tych kilka rzutów, które spudłowałem, ale wiadomo jak to jest - apetyt rośnie w miarę jedzenia. Najważniejsze jednak, że 2 punkty zostały w Inowrocławiu.

Przed wami wyjazd do Tychów. W pierwszej rundzie pokonaliście zespół GKS-u, ale teraz o wygraną będzie zapewne dużo trudniej.

- GKS to trudny rywal, posiadający solidnych zawodników na każdej pozycji. Z całą pewnością lekko nie będzie, ale na pewno postaramy się napsuć im krwi i pokazać się z jak najlepszej strony.

Obecnie tabela pierwszej ligi jest nieco przekłamana. Zajmujecie 9. miejsce, ale macie lepszy bilans bezpośredni i od Rosy, i od Zetkamy, a także od będących za wami o punkt SKK i Spójni. To może być decydujące w ostatecznym rozrachunku.

- Szczerze mówiąc, nigdy nie lubiłem takich kalkulacji i gdybania. Ja chcę robić swoje i robić to jak najlepiej. Wynik meczu nie zależy od pomyślnego układu planet czy korzystnego biometu, a od ciężkiej pracy.

W tym sezonie walka o ósemkę jest szczególnie zacięta. Możecie być chyba dumni z tego, że pomimo tych wszystkich przedsezonowych kłopotów, na kilka kolejek przed końcem, jesteście w grze o nią.

- Przypuszczam, że możemy być dumni, ale na to jeszcze nie czas, nie spoczywamy na laurach. Gra się do końca!

Rozmawiał Dawid Siemieniecki

Komentarze (0)