Ależ przewrotne było starcie Jazzmanów z Rakietami. Wprawdzie gospodarze wystartowali w fantastycznym stylu, lecz później sytuacja się diametralnie zmieniła. Zespół Quina Snydera spisywał się znakomicie w ofensywie i szybko objął wyraźne prowadzenie. Tyle że równie szybko je roztrwonił.
Już w drugiej kwarcie do pracy wzięli się goście z Teksasu. Houston miało problem, ale szybko wyszło z tarapatów, by później przejąć kontrolę. W każdym razie nie na długo, bo w czwartej partii ponownie z większym animuszem grali gracze z Salt Lake City.
Tym samym doszło do dogrywki, w której lepiej spisali się Jazzmani. Na nic zdał się zatem wysiłek Beverleya i Hardena. Ten drugi zagrał jeden z najlepszych meczów w sezonie. 26-letni zawodnik zdobył 42 punkty, trafiając 16 z 30 rzutów z gry oraz 8 z 10 wolnych. Ponadto uzbierał 55 zbiórek, 4 asysty i 2 przechwyty.
Gospodarzy do wygranej poprowadziło w gruncie rzeczy pięciu koszykarzy. Najlepiej zagrał Gordon Hayward (28 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst), ale spory udział w wygranej mieli też Derrick Favors (19 punktów, 12 zbiórek), Rodney Hood, Shelvin Mack oraz Trey Burke. Łącznie wymieniona piątka zdobyła aż 97 punktów.
W Portland nie doszło do niespodzianki, choć Trail Blazers wcale nie mieli łatwej przeprawy. Podopieczni Terry'ego Stotsa zaczęli świetnie, bo w pierwszej kwarcie dominowali nad Nets, którzy nie byli w stanie im dotrzymać kroku. Gospodarze utrzymali przewagę do przerwy, ale po wznowieniu gry to zespół z Nowego Jorku przejął inicjatywę.
Zawodnicy Tony'ego Browna zniwelowali niemal cały deficyt, dzięki czemu w czwartej odsłonie były jeszcze emocje. Zwłaszcza że przyjezdni długo nie odpuszczali i dopiero w ostatnich dwóch minutach Trail Blazers zdołali przechylić szalę na swoją korzyść.
Wygrana to w ogromnym stopniu zasługa dwóch koszykarzy - CJ McColluma i Damiana Lillarda. Obaj spisali się świetnie, nie zawiedli w decydującym momencie, a zawody zakończyli z identycznym dorobkiem - po 34 punkty.
Aż ośmiu (!) koszykarzy Denver Nuggets zdobyło przynajmniej 10 punktów w meczu z Sacramento Kings, a mimo tego gospodarze przegrali! Trener George Karl nie miał aż takiego wachlarza opcji, ale ten był niepotrzebny. Nie zawiódł bowiem lider DeMarcus Cousins. 25-letni zawodnik otarł się o double-double, notując aż 39 punktów i 9 zbiórek. Poza tym dołożył 2 bloki i 2 asysty.
Philadelphia 76ers - Orlando Magic 115:124 (31:33, 31:34, 31:30, 22:27)
(Smith 22, Okafor 17, Noel 16, Thompson 14, Covington 12, Canaan 12 - Vucević 35, Oladipo 22, Fournier 21, Gordon 11, Ilyasova 10)
Washington Wizards - New Orleans Pelicans 109:89 (24:19, 30:32, 31:14, 24:24)
(Gortat 21, Dudley 18, Wall 16, Sessions 10 - Holiday 20, Anderson 16, Douglas 11)
Denver Nuggets - Sacramento Kings 110:114 (25:28, 25:33, 27:30, 33:23)
(Barton 18, Gallinari 17, Arthur 14, Faried 13, Jokić 13, Mudiay 11, Lauvergne 10, Augustin 10 - Cousins 39, Gay 16, Casspi 14, Cauley-Stein 10)
Utah Jazz - Houston Rockets 117:114 (34:23, 22:28, 23:32, 27:23, d. 11:8)
(Hayward 28, Favors 19, Hood 18, Mack 17 - Harden 42, Ariza 18, Beverley 14, Howard 13)
Portland Trail Blazers - Brooklyn Nets 112:104 (34:21, 29:28, 22:33, 27:22)
(McCollum 34, Lillard 34, Henderson 10, Aminu 10 - Lopez 36, Johnson 19, Sloan 14)