Wisła Can Pack tuż za plecami Fenerbahce. W rewanżu wszystko jest możliwe!

Wiślaczki mimo świetnego początku i pościgu w drugiej połowie meczu nie zdołały pokonać wielkiego Fenerbahce Stambuł. Udowodniły jednak, że przed własną publicznością mają realne szanse na zwycięstwo.

Starcie z Fenerbahce było dla Wisły Can Pack wielkim wydarzeniem. Mimo braku pozytywnych rokowań przed sezonem zespół zdołał nie tylko pozytywnie zaprezentować się w Europie, ale też awansować do najlepszej "ósemki". Każdy zdawał sobie sprawę, że rolę faworyta pełnią Turczynki. Jednak już pierwsze fragmenty pokazały korzystne oblicze przyjezdnych. Te grały znacznie lepiej jako kolektyw. Pod koszem brylowała Laura Nicholls Gonzalez, pożyteczna głównie przy zbiórkach. Formą strzelecką imponowała Yvonne Turner, wykorzystując każdą chwilę nieuwagi obrończyń. To zaowocowało prowadzeniem 17:12.

Gospodynie uciekały się do najprostszych rozwiązań. Zagrywały sporo piłek pod adresem doskonale znanej kibicom Tauron Basket Ligi Kobiet Jantel Lavender, a Amerykanka próbowała kończyć akcje. Ta sztuka wychodziła jej całkiem nieźle, ale reszta koleżanek zawodziła. Skrupulatnie pilnowana Allie Quigley często się myliła. Podobnie Anastasia Verameyenka. Ewidentnie nie mogły złapać własnego rytmu, popełniały za dużo błędów, nie spełniając oczekiwań kibiców. Dopiero po blisko 10 minutach nastąpił zryw. Kilka szybkich zagrań pozwoliło odrobić straty i nadać Białej Gwieździe sygnał ostrzegawczy.

Impas potrwał dłużej niż zakładano i robiło się wręcz niebezpiecznie. Szczęśliwie w porę zareagowała Agnieszka Szott-Hejmej. Zdobywając pięć punktów w krótkim odstępie czasu spowodowała, że najważniejsza ze statystyk powiększyła się. Chwilę potem za trzy trafiła Cristina Ouvina. Niemniej podopieczne George'a Dikeoulakosa tym razem pozostawały czujne. Odpowiadały na poczynania wiślaczek i zasłużenie wygrywały 36:32. Wtedy ich opiekun, Jose Ignacio Hernandez poprosił o przerwę, by przekazać cenne uwagi, a zarazem wybić z rytmu rywalki. Tak się nie stało. Za sprawą wspominanej Lavender kontynuowały passę i przerwę spędziły przy bez wątpienia korzystnym wyniku 40:32. Krakowianki musiały coś wymyślić, żeby poprawić obronę w polu trzech sekund, gdzie środkowa gospodarzy niepodzielnie rządziła. Tu obserwowano największe braki, gdyż obwodowe udawało się akurat powstrzymać.

Po zmianie stron ekipa znad Bosforu potwierdzała klasę. Stosowała mocną defensywę i gościom trudno przychodziło przedarcie się w okolice obręczy. To stanowiło podstawę wobec dalszych boiskowych działań. Przechwyty podań, bądź zbiórki owocowały szybkim przejściem na pole przeciwnika, gdzie doskonale odnajdywały się wymieniana wcześniej Verameyenka czy Marissa Coleman. Wymusiło to koncentrację mistrzyń Polski na stopowaniu kilku koszykarek jednocześnie, co zauważyła Quigley. 29-latka jeśli zamierza oddać rzut potrzebuje zaledwie kawałek wolnej przestrzeni. Po upływie ponad dwudziestu minut osiągała cel, dzięki czemu rezultat brzmiał 50:36.

Klub spod Wawelu oczywiście nie tracił ambicji, lecz zdawał sobie sprawę, iż scenariusz przybrał niewłaściwy bieg. Poderwać koleżanki do walki starała się Turner, praktycznie indywidualnie zmniejszając ogólny dystans. Efekty jej dążeń były zdumiewające. Turecki kolektyw chyba nieco przysnął, ponieważ lada moment dały o sobie znać Małgorzata Misiuk oraz Szott Hejmej i nadzieje pojawiły się na nowo. Grecki trener Fenerbahce nie dowierzał, aczkolwiek prym zaczęła nadawać Wisła Can Pack. Mało tego, osiem minut przed końcem przechyliła szalę zwycięstwa, dowodząc, iż ma ogromną chęć sprawić niespodziankę.

Niestety w decydującej części skuteczniejsze okazały się ulubienice publiczności. Nie wypuściły szansy z rąk i przypieczętowały sukces, którzy przybliża do upragnionego turnieju FinalFour. Jednakże polski czempion dał do zrozumienia jak nieprzewidywalnie potrafi grać. Przed własnymi kibicami może zrewanżować się potentatowi za wtorkową porażkę.

Fenerbahce Stambuł - Wisła Can Pack Kraków 79:70 (22:22, 18:10, 14:18, 25:20)

Fenerbahce: Lavender 24, Verameyenka 15, Coleman 13, Quigley 12, Vardarli 5, Cakir 5, Hollingsworth 5.

Wisła Can Pack: Turner 23, Nicholls 10, Szott Hejmej 9, Ouvina 8, Stallworth 7, Misiuk 6, Ziętara 5, Żurowska Cegielska 2.

Zobacz wideo: Bedorf o ciosie poniżej pasa: mam tytanowe "zabawki"

Komentarze (3)
Davido
8.03.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
po 1: wypadałoby wstawić zdjęcie z dzisiejszego meczu, a nie mecz Energii Toruń z Fenerbahce, bo to nie wypada... ;|
Szkoda niewykorzystanych rzutów spod kosza i tych osobistych... dziewczyny
Czytaj całość