Joey Crawford kończy karierę przez kontuzję. Historia sędziego NBA, jakiej nie znacie

Impulsywny, apodyktyczny, niezależny, znienawidzony, łysy. Określeń, których można używać, opisując Josepha „Joey'ego” Crawforda jest prawdopodobnie więcej niż 101 dalmatyńczyków. Oto kilka mało znanych faktów z jego życia.

Wojciech Bielewicz
Wojciech Bielewicz

Szerokie grono osób kojarzy go przede wszystkim z charakterystycznego sposobu sędziowania. Jeden z najbardziej doświadczonych arbitrów wszech czasów musiał przedwcześnie zakończyć swoją karierę z powodu kontuzji kolana. Poznajcie jednak naszego poczciwego staruszka od nieco innej strony, tej mniej powszechnej.

Dzieciństwo i marzenia

Na niewielkim osiedlu w Philadlephii większość dzieciaków uwielbiała grać w koszykówkę. Mały Joey Crawford lubił na nich patrzeć, ale niekoniecznie dorastał im poziomem do pięt. - To niesamowite, że już od najmłodszych lat wiedział, że chce zostać sędziąwspominał jego ojciec, Shag. To właśnie on był najważniejszym powodem, dla którego Joey poświęcił się zawodowi arbitra. Shag Crawford był długoletnim sędzią, ale nie koszykarskim, lecz baseball’owym – w MLB jego kariera trwała od 1956 do 1975 roku. Dwa lata później, zawód ojca przejął starszy z jego dwóch synów, Jerry. Powstało zatem pytanie – dlaczego Joseph nie poświęcił się dyscyplinie jego brata oraz taty, tylko postanowił spróbować swoich sił w koszykówce? - Kiedy byłem mały, ojciec zabrał mnie na mecz kosza i sam z siebie zacząłem przyglądać się pracy sędziów. Interesowało mnie to bardziej niż poczynania zawodników. Mógłbym rozmawiać o ich zawodzie cały czas - opowiadał.

Pierwsze gwizdki Crawforda

Joey od najmłodszych lat śledził najlepszych arbitrów ze swojego rejonu, starał się nawiązywać z nimi znajomości, przeprowadzać rozmowy, aby jak najszybciej zdobyć podstawową wiedzę oraz doświadczenie. Kiedy tylko miał okazję, przychodził na lokalne pojedynki z zeszycikiem i ołówkiem i starał się notować, jakie decyzje podejmują sędziowie w konkretnych sytuacjach i jak zachowują się podczas kwestii spornych. Zdobyte umiejętności zaowocowały szybciej, niż Crawford mógł się spodziewać. W wieku 18 lat sam zaczął sędziować mecze na obszarze Philadlephii. Wspomina to z uśmiechem na ustach. - Jeździłem od sali gimnastycznej do sali gimnastycznej, nie miałem prawie żadnych dni wolnych. Podczas mojego pierwszego weekendu jako sędzia, byłem na trzynastu spotkaniach!

Oprócz sędziowania, roznosił też listy

Joseph Crawford był zapracowanym i ambitnym nastolatkiem. Chciał sam na siebie zarobić, jednak pasja, jaką było sędziowanie nie przynosiła mu spodziewanych przychodów. Młody Joey postanowił zatem dorabiać będąc listonoszem. Zastępował na tym stanowisku osoby, które z losowych przyczyn nie mogły pojawić się w pracy. Wtedy wszystkie kursy brał Joe. - Najgorsze były psy, po prostu nigdy nie wiesz w którym domu spotka Cię jakaś bestia. Kiedyś kolega, którego zastępowałem powiedział mi, że w domu na końcu ulicy mieszka taka bestia. Wielki owczarek niemiecki. Rzadko kiedy jest spuszczany ze smyczy, ale kiedy już się to stanie, to nauczony jest bronić posiadłości. Właściciele też byli Niemcami - mówił Joe. Pech chciał, że stało się to właśnie wtedy, kiedy kurs do tego domu odbyć miał Crawford. Pies faktycznie był wielki. Joey rzucił wszystkie przesyłki w górę i zaczął uciekać, słysząc tylko niemieckie krzyki jego właścicielki i zbliżającego się do niego „kundelka”. Koniec końców, Niemka zatrzymała swojego psa, a przestraszony Joseph wymamrotał tylko: - Proszę Pani, byłem śmiertelnie przerażony. Przyjmuję Pani przeprosiny, ale teraz muszę skorzystać z toalety.

Wieczne pragnienie stało się rzeczywistością

Chociaż, czy faktycznie wieczne? Na pewno od osiemnastego roku życia do dwudziestego piątego czas dłużył się Crawfordowi niemiłosiernie. Ciężko jest bowiem zacząć pracę w profesji swoich marzeń, ale nadal czekać na upragniony występ podczas meczu NBA. Taka możliwość pojawiła się przed Josephem w 1977 roku. Przed rozpoczęciem sezonu odbył się tradycyjny camp sędziowski, w którym brał udział również, między innymi, Dick Bavetta - inny znakomity arbiter. Crawford miał zatem 25 lat i gdyby tylko urodził się 12 miesięcy wcześniej, to chociaż przez chwilę byłby najmłodszym sędzią w historii NBA. Tym jednak do dzisiaj jest Ed T. Ruch, który w 1966 poprowadził swój pierwszy profesjonalny mecz, a liczył sobie wówczas 24 wiosny.

Jack Nicholson mnie zna!

Nicholson jest zaprzysięgłym kibicem Los Angeles Lakers. Od 1970 roku ma wykupiony karnet na mecze, zajmuje miejsce w pierwszym rzędzie, tuż przy parkiecie. Kiedy tylko czas mu pozwala, możemy zobaczyć go na spotkaniach „Jeziorowców”. Joey Crawford był i zapewne nadal jest wielkim fanem Jacka. Od zawsze twierdził, że jego ulubionym filmem jest "Easy Rider" (Swobodny Jeździec) i od tej produkcji zaczął śledzić karierę Nicholsona ze szczególną uwagą. W hali Staples Center, sędziowie ubierają swoje rozgrzewkowe kurtki przy stoliku, który znajduje się niezwykle blisko miejsca, w którym zawsze siedzi idol Crawforda. -Zawsze go widziałem, zawsze się na niego patrzyłem, ale nigdy nie odważyłem się nic powiedzieć - wspomina. Podczas trzeciego roku w lidze, kiedy Joey miał 28 lat, młody sędzia postanowił przemóc swój strach, swoją wstydliwość. Ubrał kurtkę i powiedział: - Jak leci, Jack? Ten, ku zdziwieniu Josepha, odpowiedział: - Jak leci, Joe? To był moment, który Crawford wspomina do dzisiaj. Wewnętrzna eksplozja. Z opowieści wynika, że na tych bogatych w informacje zdaniach, dialog pomiędzy mężczyznami się skończył, bowiem Joey momentalnie uciekł do szatni aby zadzwonić do swojej żony. Nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie stało. Przez telefon krzyknął tylko: - Jack Nicholson mnie zna!

Wyrzucił zawodnika z gry - złamał palec

Historia idealnie podkreślająca charakter Crawforda na parkiecie. Według zawodników i trenerów był bardziej notoryczny, niż sławny. Zdecydowana większość postrzegała go jako niepanującego nad swoimi emocjami, jako osobę, która za wszelką cenę musi udowodnić swoją wyższość nad ludźmi nieposiadającymi władzy podczas spotkania. - Szczerze mówiąc nie pamiętam komu wręczyłem swojego pierwszego technika (faul techniczny). Naprawdę nie pamiętam, ale kiedy zrobiłem to pierwszy raz, poczułem się jakbym dawał jakiemuś dzieciakowi cukierka. Chciałem robić to częściej - komentuje. Słowa, jakby wypowiadał się jakiś psychopata. Co gorsze – Crawford wcale nie żartował. Na przestrzeni kolejnych lat rzucał „dachami” z niesamowitą częstotliwością, ale i radością, co sam niejednokrotnie podkreślał. - Kiedyś wyrzuciłem z gry Billa Fitcha. Zrobiłem to z taką agresją, że… złamałem palca. Był cały spuchnięty. Moja dłoń została zgnieciona. Właśnie dlatego od tamtego momentu podczas wręczania przewinień technicznych zmieniłem swój znak – jedno szybkie dotknięcie dłonią palca wskazującego.To mniej ryzykowne.

Bądź spokojny Joe, bądź spokojny!

Zachowanie pełnej koncentracji jest dla sędziego NBA bardzo ciężkie. Joey Crawford w obecnym formacie ligi jest w nieco uprzywilejowanej pozycji. Kiedy w 1977 debiutował na najważniejszych koszykarskich salonach świata, w lidze nie dość, że były 22 kluby, to spotkania prowadziło dwóch, a nie - tak jak teraz - trzech arbitrów. Wówczas wymagało się zatem więcej odpowiedzialności od konkretnych jednostek. Nie oznacza to jednak, że teraz Crawford jest na wakacjach czy częściowej emeryturze sportowej. - Podczas meczu ciągle ze sobą rozmawiam. Nie patrzę na wynik, ani pozostały do końca spotkania czas. Jeśli różnica między zespołami wynosi 20 punktów, skupiam się na tym gdzie ustawić się na parkiecie, aby mieć jak najlepszy wgląd na to, co się dzieje i mieć pewność, że podejmę dobrą decyzję. Jeżeli różnica wynosi 2 punkty, wtedy wręcz krzyczę do siebie: ‘zostań spokojny Joe, tylko spokojnie! Utrzymaj koncentrację!’ Nigdy nie przestaję do siebie mówić. Kiedy tracę poczucie panowania nad sytuacją, wpadam w kłopoty. Przez 48 minut toczę zatem nieprzestałą walkę. Walkę ze samym sobą - wspomina Joe.

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: pudło roku?
Źródło: WP SportoweFakty
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×