Tylko w tym sezonie DeMarcus Cousins dostał szesnaście przewinień technicznych, raz wylatywał z parkietu, wreszcie został zawieszony przez Sacramento Kings na jeden mecz za pyskówki w czasie spotkania pod adresem trenera, George'a Karla. Wielokrotnie był karany za wybuchy i kłótnie, ten koszykarz to tykająca bomba. Wszystko miał rekompensować świetną grą pod koszem i pewnie po części rekompensuje.
Kings jednak, od kiedy w 2010 roku Cousins pojawił się w zespole (piąty numer draftu), wygrali maksymalnie 29 spotkań w sezonie. W amerykańskich mediach pojawiają się komentarze, że pora się rozstać.
Czarę goryczy przelało ostatnie starcie z Karlem podczas meczu z Cleveland Cavaliers 9 marca. Obaj za sobą nie przepadają od lutego 2015 roku, kiedy trener pojawił się w klubie. Szkoleniowiec nie dogadywał się z krnąbrnym zawodnikiem, na którym właściciele klubu chcieli budować przyszłość. Przed obecnym sezonem pojawiały się plotki, że Cousins stawiał ultimatum - albo on, albo Karl. Potem publicznie zapewniali, że wszystko między nimi jest w porządku, ale to nieprawda.
Cousins, zirytowany kolejnymi porażkami, wyładował złość na trenerze. Zawieszony przez klub na jedno spotkanie (co kosztowało koszykarza 116 tys. dolarów) dawał do zrozumienia, że to decyzja nie działaczy, ale Karla. Ci dwaj chyba dalej nie mogą razem pracować.
Kings lubią kłopoty
Chętnych na Cousinsa nie brakuje. Liczba klubów, gdzie miałby trafić, zmienia się co chwilę. Podobno przed zamknięciem okienka transferowego w lutym był bliski przetransferowania do Bostonu. W kontekście nowego sezonu pojawiają się również m.in. Chicago, Los Angeles Lakers czy Washington, ale to mniej ważne. Ważne, kto zdecyduje się wziąć zawodnika, który ma problem z psychiką.
Środkowy Kinsg potrafił zezłościć się na sędziów nawet podczas wewnętrznej gierki przed sezonem i udać się do szatni. W przeszłości, podczas spotkań NBA, uderzał rywali, był karany za krytykę decyzji arbitrów, lista przewinień nie ma końca. Narzekał, że nie ma wsparcia ze strony Sacramento, w którym występuje od początku kariery.
Cousins ma wielkie mniemanie o sobie, ale nie zauważa, że od kiedy pojawił się w Kings, ta drużyna nigdy nie zagrała w play-offach. Sam jest częścią zamieszania wokół klubu z Kalifornii. Publiczna krytyka trenera tylko potwierdza, że koszykarzowi daleko do lidera zespołu. Już wcześniej zdarzało mu się - po listopadowej porażce z San Antonio Spurs - podważać umiejętności Karla.
Rozwiązaniem może być zmiana trenera, do czego prawdopodobnie po zakończeniu sezonu dojdzie. Potrzeba także wzmocnień, ale do Kings przed obecnymi rozgrywkami nie przyszedł żaden znaczący wolny agent. Poza Rajonem Rondo, który również należy do zawodników sprawiających kłopoty trenerom.
Brzydka twarz
Na parkiecie Cousins wiecznie wygląda, jakby był zły i nieszczęśliwy. Dziennikarze zapytali nawet o to podczas Meczu Gwiazd. - To dlatego, że jestem brzydki, mam brzydką twarz. Nic na to nie poradzę, muszę z tym żyć - mówił ze śmiechem.
Taka odpowiedź kontrastowała z wizerunkiem wiecznie naburmuszonego koszykarza, jakiego kibice oglądają podczas meczów. Po awanturze z Karlem i jednomeczowym odpoczynku Cousins powiedział, że trener nie zamienił z nim ani słowa. - Każdy jest sfrustrowany, przegrywamy mecz za meczem, a powinniśmy być wyżej w tabeli - tak o sytuacji w szatni mówił środkowy.
Cousins wojował już z poprzednimi trenerami, zwłaszcza z Paulem Westphalem, pierwszym szkoleniowcem, z którym spotkał się w NBA. Koszykarza wspiera generalny menedżer, Vlade Divac, w przeszłości znany koszykarz, m.in. w barwach LA Lakers i Sacramento. Ciągle wierzy, że drogą do sukcesu Kings jest współpraca z niepokornym środkowym, ale powoli wyczerpują mu się argumenty.
- Nienawidzę tego robić, ale czasami jest to konieczne. Nie winię go za emocje, jakie okazywał, jednak nie był to dobry pomysł na rozwiązanie sytuacji - mówił Divac po decyzji o zawieszeniu Cousinsa na jeden mecz.
Klub ma jednak duże problemy od dawna, bowiem nie tylko nie potrafi ściągnąć wielkich gwiazd, ale jeszcze wielokrotnie mylił się podczas wyborów w drafcie. Na przykład w 2012 roku wolał Thomasa Robinsona zamiast m.in. Damiana Lillarda. Rok wcześniej można było wybrać m.in. Klaya Thompsona czy Kawhi Leonarda, ale Kings postawili na Jimmera Fredette'a (pozyskanego od Milwaukee Bucks). Wkrótce przekonamy się, jak rozwiąże sytuację z Cousinsem.
Zobacz wideo: Mówiono, że żyje pod mostem i chciał zabić żonę. Zobacz, co się dzieje z byłą gwiazdą Legii