WP SportoweFakty: Po kilkumiesięcznej przerwie wrócił pan na koszykarski parkiet. Głód gry był zapewne spory?
Adrian Mroczek-Truskowski: Przede wszystkim jest ta radość z koszykówki. Przypomniałem sobie, jaka to fajna gra. Cieszył mnie bardzo ten powrót na boisko.
Wracając do podpisania kontraktu. Długo zastanawiał się pan nad ofertą z Łańcuta?
- Nie było nad czym się zastanawiać. Trener Kaszowski był w gronie nielicznych, którzy wierzyli, że wrócę w zdrowiu w tym sezonie i że mogę przydać się drużynie w play-offach.
[b]Ze zdrowiem jest już wszystko w stu procentach w porządku?
[/b]
- Ze zdrowiem jest bardzo dobrze.
Serce rwało się na boisko w ostatnim czasie?
- Mało powiedziane. Ciężko mi tylko oglądać koszykówkę z boku lub w telewizji. Musiałem być jednak cierpliwy.
Za panem już dwa mecze w barwach Sokoła. Można to nazwać nowym początkiem w starym miejscu?
- Można tak to nazwać. Kosze się nie zmieniły, parkiet jest ten sam, więc powinno wpadać.
Przed laty występował pan w Łańcucie z Jerzym Koszutą, Maciejem Klimą, Bartoszem Czerwonką, czy Tomaszem Pisarczykiem, którzy nadal lub ponownie znajdują się w tym miejscu. Aklimatyzacja to wobec tego była formalność?
- W zasadzie to znałem się ze wszystkimi, więc wejście do drużyny było płynne, zatem tak - można nazwać to formalnością.
Koszuta i Mroczek-Truskowski to obwodowy duet, którego w sezonie 2007/08 mogło obawiać się wiele ekip. W tym sezonie, w nadchodzących już play-offach, będzie podobnie?
- Ten duet jest już bardzo zmieniony. Oczywiście na plus. Doświadczenie i lata na boisku, nauczyły nas wiele. Myślę, że ciężko będzie przeciwnikom zatrzymać Jurka w takiej formie, w jakiej widziałem go ostatnio.
Co może pan powiedzieć o obecnym sezonie I ligi? Przyglądając mu się w znacznej większości z boku, coś pana szczególnie zaskoczyło?
- Bez zaskoczeń. Jak co roku ta liga jest inna od poprzedniej edycji, ale wytypowanie najlepszej trójki nie było trudne.
Rywalem Sokoła w I rundzie będzie Pogoń lub Astoria. Bilans 4-0 z tymi ekipami w sezonie zasadniczym sugeruje, że to chyba bez znaczenia, z kim ostatecznie zagracie.
- To zawsze jest bez znaczenia, bo żeby przejść dalej i tak trzeba wygrać trzy mecze w serii, a to już nie takie łatwe, jak się wszystkim wydaje.
O wygraniu ligi oficjalnie i dość głośno wypowiadają się w Krośnie i przede wszystkim w Warszawie. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci skorzysta?
- Wygrać całą ligę w barwach Sokoła, to by było coś. Kibice po zeszłorocznym finale widzą nas w nim ponownie - tym razem jako wygranych. Czy tak się stanie, dowiemy się około 20 maja.
Rozmawiał Dawid Siemieniecki