Adrian Mroczek-Truskowski: Wytypowanie najlepszej trójki nie było trudne

Drużyna Sokoła Łańcut na koniec sezonu zasadniczego w I lidze zajmie drugą pozycję. Miejsce to udało się wywalczyć, zanim do gry wrócił Adrian Mroczek-Truskowski. Z nim w składzie ekipa z Podkarpacia tym bardziej ma szanse powalczyć o wygranie ligi.

Dawid Siemieniecki
Dawid Siemieniecki

WP SportoweFakty: Po kilkumiesięcznej przerwie wrócił pan na koszykarski parkiet. Głód gry był zapewne spory?

Adrian Mroczek-Truskowski: Przede wszystkim jest ta radość z koszykówki. Przypomniałem sobie, jaka to fajna gra. Cieszył mnie bardzo ten powrót na boisko.

Wracając do podpisania kontraktu. Długo zastanawiał się pan nad ofertą z Łańcuta?

- Nie było nad czym się zastanawiać. Trener Kaszowski był w gronie nielicznych, którzy wierzyli, że wrócę w zdrowiu w tym sezonie i że mogę przydać się drużynie w play-offach.

Ze zdrowiem jest już wszystko w stu procentach w porządku?

- Ze zdrowiem jest bardzo dobrze.

Serce rwało się na boisko w ostatnim czasie?

- Mało powiedziane. Ciężko mi tylko oglądać koszykówkę z boku lub w telewizji. Musiałem być jednak cierpliwy.

Za panem już dwa mecze w barwach Sokoła. Można to nazwać nowym początkiem w starym miejscu?

- Można tak to nazwać. Kosze się nie zmieniły, parkiet jest ten sam, więc powinno wpadać.

Przed laty występował pan w Łańcucie z Jerzym Koszutą, Maciejem Klimą, Bartoszem Czerwonką, czy Tomaszem Pisarczykiem, którzy nadal lub ponownie znajdują się w tym miejscu. Aklimatyzacja to wobec tego była formalność?

- W zasadzie to znałem się ze wszystkimi, więc wejście do drużyny było płynne, zatem tak - można nazwać to formalnością.

Koszuta i Mroczek-Truskowski to obwodowy duet, którego w sezonie 2007/08 mogło obawiać się wiele ekip. W tym sezonie, w nadchodzących już play-offach, będzie podobnie?

- Ten duet jest już bardzo zmieniony. Oczywiście na plus. Doświadczenie i lata na boisku, nauczyły nas wiele. Myślę, że ciężko będzie przeciwnikom zatrzymać Jurka w takiej formie, w jakiej widziałem go ostatnio.

Co może pan powiedzieć o obecnym sezonie I ligi? Przyglądając mu się w znacznej większości z boku, coś pana szczególnie zaskoczyło?

- Bez zaskoczeń. Jak co roku ta liga jest inna od poprzedniej edycji, ale wytypowanie najlepszej trójki nie było trudne.

Rywalem Sokoła w I rundzie będzie Pogoń lub Astoria. Bilans 4-0 z tymi ekipami w sezonie zasadniczym sugeruje, że to chyba bez znaczenia, z kim ostatecznie zagracie.

- To zawsze jest bez znaczenia, bo żeby przejść dalej i tak trzeba wygrać trzy mecze w serii, a to już nie takie łatwe, jak się wszystkim wydaje.

O wygraniu ligi oficjalnie i dość głośno wypowiadają się w Krośnie i przede wszystkim w Warszawie. Gdzie dwóch się bije, tam trzeci skorzysta?

- Wygrać całą ligę w barwach Sokoła, to by było coś. Kibice po zeszłorocznym finale widzą nas w nim ponownie - tym razem jako wygranych. Czy tak się stanie, dowiemy się około 20 maja.

Rozmawiał Dawid Siemieniecki

Czy Sokół Łańcut zagra w finale I ligi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×