Choć w czwartej kwarcie starcia z Śląskiem Wrocław koszalinianie częściej prowadzili, to w samej końcówce regulaminowego czasu gry bliżsi triumfu byli gospodarze. 17-krotni mistrzowie Polski na 37 sekund przed końcową syreną prowadzili po celnym rzucie Denisa Ikovleva 75:73. Szybko stan rywalizacji wyrównał co prawda A.J. Walton, ale i tak decydujące słowo mogło należeć do wrocławian. Norbert Kulon chybił jednak swój rzut z dystansu, co w konsekwencji oznaczało dogrywkę.
- Pokazaliśmy charakter, walczyliśmy do samego końca, ale nie udało się nam wygrać. Każda porażka oddala nas teraz od rundy play-off i mamy naprawdę bardzo ciężką sytuację. Mówi się, że w końcówce to zazwyczaj nie zespół, a trener przegrywa mecz. Niestety nie udało nam się triumfować i naprawdę bardzo tego szkoda. Chciałbym podziękować jednak moim zawodnikom za walkę - komentował trener Kamil Sadowski.
W dodatkowym czasie gry koszalinianie nie byli zbyt skuteczni, a ich porażce zadecydowały trafienia Michała Jankowskiego i Francisa Hana z dystansu. Gracze AZS-u po raz szesnasty w bieżącym sezonie musieli uznać wyższość rywali. Z dorobkiem trzynastu zwycięstw zajmują aktualnie 10. miejsce w tabeli. Wszystko wskazuje jednak na to, że główna rywalizacja o ostatnie miejsce w rundzie play-off ominie koszalinian i odbędzie się pomiędzy PGE Turowem, a Asseco Gdynia.
- Przed każdym kolejnym meczem nie mówimy o ćwierćfinałach, ale skupiamy się na samym spotkaniu. Bez względu na to, czy ostatni pojedynek będzie decydował o naszym awansie lub nie, to będziemy starali się zagrać tak, jak w pojedynku ze Śląskiem, czyli przez pełne 45 minut na 120 procent - dodawał Sadowski.
Zobacz wideo: #dziejesienazywo: Izu Ugonoh tańczy z gwiazdami. "Momentami śmieję się sam z siebie"
Źródło: WP SportoweFakty