Tane Spasev w końcu wyegzekwował od swoich koszykarzy determinację i wolę walki. Co prawda początek spotkania z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski nie był najlepszy, bo goście prowadzili już nawet różnicą 13 punktów, ale ten fakt nie podłamał gdyńskich zawodników, którzy zaczęli odrabiać straty.
- W pierwszych minutach meczu goście trafiali niemal ze wszystkich pozycji. Nasza obrona nie była zła, ale rywale mieli swoje pięć minut. Później losy się nieco odwróciły - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej macedoński trener Asseco Gdynia.
Kluczową kwestią w powrocie do gry była duża energia graczy Spaseva. Sporo zdrowia pozostawili na parkiecie gospodarze, którzy w tym meczu byli trochę jak "wściekły psy". Agresywna obrona i szybkie przechodzenie do kontrataków okazały się zabójcze dla podopiecznych Zorana Sretenovicia.
Koncertowa w wykonaniu gospodarzy okazała się czwarta kwarta. "Stalówka" miała punkt przewagi, ale gdynianie szybko objęli prowadzenie i zaczęli powiększać przewagę. Nakręceni gracze Spaseva kończyli niemal każdą akcję w ofensywie. Trafiali Anthony Hickey, Sebastian Kowalczyk, Filip Matczak, a Przemysław Frasunkiewicz popisywał się efektownymi wsadami!
Po jednej z akcji Tane Spasev dał upust swoim emocjom i wyrzucił marynarkę w trybuny. Macedończyk podniósł ręce do góry i zachęcił kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu.
- Marynarka? Nie była droga. Mogłem sobie na to pozwolić - żartował po meczu Spasev, który dawno nie miał tyle powodów do radości.
Gdynianie zdominowali grę na tablicach w tym spotkaniu. Gospodarze zebrali o... 20 piłek więcej od graczy Sretenovicia. - To pokazuje, że bardzo chcieliśmy wygrać. Potrzebowaliśmy takiego spotkania, w którym było tyle energii i zaangażowania. Nasza gra mogła się podobać - dodał.
Asseco z bilansem 14:13 wróciło na ósmą lokatę w Tauron Basket Lidze.