Michał Hernes: Koszmar z Sopotu

Takiemu Śląskowi Wrocław nigdy się ta sztuka nie udała, chociaż w najlepszych latach prowadzili go Andrej Urlep albo Muli Katzurin, czyli trenerzy bez wątpienia lepsi od Eugeniusza Kijewskiego i Tomasa Pacesasa. Wrocławianie nigdy nie mieli jednak tak szerokiej ławki rezerwowych, można więc dojść do wniosku, że czasem szeroki skład w zupełności wystarcza.

Nie mogę patrzeć na grę koszykarskich Mistrzów Polski i na ich totalną samowolkę. Najgorsze jest to, że gdy jedna z amerykańskich gwiazd popełnia kolejny żenujący błąd, to coraz bardziej sfrustrowany trener Tomas Pacesas krzyczy na przykład na, Bogu ducha winnego, Filipa Dylewicza. Awans sopocian do najlepszej szesnastki należy uznać za wielką ironię, jeśli zaś w Polskiej Lidze znowu obronią tytuł, to będziemy mieli kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że PLK coraz bardziej się stacza. W rozwalaniu Prokomu najbardziej celuje David Logan, który prawdopodobnie dostał od swojego szkoleniowca wolną rękę. To zadziwiające, bo przecież w minionych latach w Turowie spisywał się naprawdę rewelacyjnie i nie było widać wszystkich jego wad, które wyszły w tym sezonie. Cóż, wygląda na to, że Filipowski bije Pacesasa na głowę.

Warto także zauważyć, że za czasów gry Logana u Filipowskiego nie rzucała się tak w oczy kiepska defensywa Amerykanina. Przyczyny mogą być dwie - albo słoweński trener skutecznie to tuszował, inteligentnie ustawiając obronę swojego zespołu, albo Logan bardziej się do defensywy przykładał. Dla porównania jego były kolega z drużyny Thomas Kelati świetnie odnalazł się w Unicaji Malaga. Rodzi się pytanie, na ile to wynik koszykarskiego geniuszu Kelatiego, a na ile zasługa o wiele lepszego szkoleniowca. W każdym razie zupełnie nie przekonują mnie argumenty komentatorów Canalu Plus, którzy zażarcie bronią zarówno Prokom, jak i Logana. Powtarzają, że Amerykanin zaczynał na niższych szczeblach i dopiero stopniowo uczy się wielkiego basketu, ale to samo można przecież powiedzieć o Kelatim - jego też Filipowski wziął praktycznie znikąd, sporo przy tym ryzykując.

Wracając jednak do Pacesasa - trener z niego żaden i aż żal było patrzeć, jak prowadzona przez niego ekipa przegrała na własnym parkiecie z Armani Jeans Mediolan, będące absolutnie w zasięgu Prokomu. Takiego bałaganu nie widziałem nawet za czasów Kijewskiego, a nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdę do podobnego wniosku. To ogromna niesprawiedliwość, że drużyna z tak słabymi szkoleniowcami zachodzi tak daleko. Swoją drogą ciekawe, co by osiągnęła mając na ławce trenerskiej Katzurina czy Urlepa. Mam nadzieje, że kiedyś się tego doczekamy, choć mówiąc szczerze obawiam się, że prędzej zespół z Sopotu upadnie, bo sponsorzy i właściciele zwyczajnie stracą cierpliwość.

Michał Hernes

Komentarze (0)