Biała Gwiazda wiedziała, że trafiając na wrocławianki będzie miała ciężki orzech do zgryzienia. One bowiem, od pewnego czasu coraz odważniej mówią o chęci wywalczenia medalu, a optymalnie występie w wielkim finale. Zapowiedzi znalazły odzwierciedlenie na parkiecie. Pierwszy pojedynek minimalnie padł łupem Wisły Can Pack, ale za drugim razem już przegrała. - Dziewczyny całym sercem biły się o wynik, o każdy centymetr boiska i stąd przyszło zwycięstwo. Dały z siebie wszystko, jednak mam nadzieję, że trochę energii sobie zostawiły, bo następne boje czekają - komentuje szkoleniowiec Ślęzy Algirdas Paulauskas.
Wrocławianki pokazują, iż zbilansowany skład oraz przygotowanie kilku ciekawych zagrywek może przynieść sukces. Owszem, kiedy rywalki stosowały bardzo agresywną obronę jej akcje często nie przynosiły rezultatu, lecz to były tylko fragmenty. Kibiców na Dolnym Śląsku cieszy, że praktycznie każda koszykarka jest w stanie dać coś pozytywnego drużynie. W pierwszym, przegranym starciu kawał pożytecznej roboty wykonała choćby Marissa Kastanek. Dzień później "pałeczkę" przejęły rezerwowe - Katarzyna Krężel i Egle Sulciute. Zwłaszcza trafienia z dystansu Litwinki pozwoliły zbudować przyzwoitą zaliczkę. Humory trochę psuje kontuzja jej rodaczki, Sandry Linkeviciene, która skręciła staw skokowy. Pełnię sprawności osiągnie przypuszczalnie za około 2-3 tygodnie.
Krakowiankom natomiast wciąż doskwiera mała liczba zmian, a co za tym idzie zmęczenie. W sobotniej konfrontacji straciły mnóstwo sił i wydaje się, że niedzielny wysiłek trudniej znosiły niż zawodniczki Algirdasa Paulauskasa. Przed rewanżami znów nabiorą choć trochę świeżości. Pytanie czy wystarczy rezerw na dłużej - To jest nierealne, żeby grać przez cały czas idealnie, mając zaledwie kilka zawodniczek na zmianę - mówi wprost Jose Ignacio Hernandez, dając do zrozumienia, że udogodnienia nie przyjdą. Katerina Zohnova i Małgorzata Misiuk zakończyły już sezon z powodu kontuzji.
Obrończynie tytułu wiedzą, że trzeba przynajmniej raz we Wrocławiu wygrać, by rywalizacja powróciła pod Wawel. Ewentualne dwie porażki oznaczają odpadnięcie i walkę o brązowy medal. Wydaje się, że kluczem do triumfu jest twarda obrona, szczególnie strefy podkoszowej. Tą drogą wiślaczki wymuszały błędy oponenta, przechwytywały piłkę i kontrowały. W przeciwnym razie pretendent łapie wiatr w żagle, co potwierdza Agnieszka Kaczmarczyk, skrzydłowa wrocławianek. - W niedzielę pokazałyśmy taki basket, jaki sobie założyłyśmy i triumfowałyśmy. Należy jeszcze popracować nad umiejętnością utrzymania przewagi.
Istotnym elementem układanki Ślęzy jest Chay Shegog. Mierząca 196 cm wzrostu środkowa wyraźnie przewyższa Laurę Nicholls Gonzalez i DeNeshę Stallworth. Choćby w początkowej fazie drugiego meczu była główną punktującą. Koleżanki dostrzegając, że Amerykanka wypracowała sobie dogodną pozycję rzutową bez wahania kierowały podania słusznie licząc, że zamieni je na kolejne "oczka". Stąd małopolski team powinien maksymalnie odcinać ją od dograń. Asysty z kolei to domena Sharnee Zoll. Czołowa postać całej ligi nie zachwyca pod względem strzeleckim, aczkolwiek koleżankom ułatwia drogę do kosza. To wystarczy, żeby wydatnie wpłynąć na ogólny wynik.
Dla czempiona dużym wsparciem okazuje się być wspomniana Stallowrth, doskonale uzupełniając Nicholls. Średnio uzyskuje prawie 15 "oczek", czym odciąża w ofensywie nominalną liderkę, Yvonne Turner. Oprócz nich niezłą dyspozycją odznacza się Magdalena Ziętara. Im więcej będzie takich przykładów tym prędzej dowodzony przez Jose Ignacio Hernandeza zespół zrealizuje cel. Dobra postawa jednostki nie da upragnionego finału.
Ślęza Wrocław - Wisła Can Pack Kraków - 20.04 (środa), godzina 18 30,
21.04 (czwartek), godzina 18 30