Na Kociewiu lublinianie zagrali bardzo dobre zawody, pomimo tego, iż musieli sobie radzić bez swojego lidera Nicka Kellogga. Przyjezdni prowadzili przez większą część środowego starcia, a w drugiej kwarcie ich przewaga wyniosła nawet 11 "punktów". Farmaceuci starali się gonić przeciwnika, ale udało im się to dopiero w ostatnich 10 minutach gry. Wtedy wydawać się mogło, że to biało-niebiescy przejmą pełną kontrolę nad losami spotkania, stało się inaczej, a fani zgromadzeni w hali im. Andrzeja Grubby zobaczyli niesamowitą końcówkę meczu.
Gdy na 3 sekundy przed końcową syreną za trzy punkty trafił Marko Popović, a trener Kociewskich Diabłów nie miał już czasu, kibice Polpharmy zdawali sobie sprawę, że ich ulubieńcy przegrali z ligowym outsiderem. Wtedy piłkę przejął jednak Johnny Dee. Amerykanin niesamowitym trafieniem z połowy boiska zapewnił wygraną gospodarzom, a goście mogli tylko przecierać oczy ze zdumienia.
- Przez cały mecz prowadziliśmy, potem straciliśmy prowadzenie, ale się podnieśliśmy - wspominał trener Startu, Michał Sikora. - Mieliśmy ostatni rzut, który wpadł, było 3 sekundy do końca i wtedy Dee po raz kolejny robi psikusa i trafia z połowy. Co mogę powiedzieć? To jest piękno koszykówki - podkreślał Sikora.
Gracze z Lubelszczyzny mogą mówić o ogromnym pechu, gdyż w podobnych okolicznościach jak w Starogardzie Gdańskim przegrywali już wcześniej trzy razy. Grając z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski, Treflem Sopot oraz MKS-em Dąbrowa Górnicza.
- Przegrywamy czwarty mecz już ostatnim rzutem - dodawał Sikora. - Widocznie w tym sezonie nie jest nam dane, aby takim rzutem coś wygrać - zakończył.
Zobacz wideo: Jacek Zieliński: Z Legią trzeba zagrać odważnie i rozważnie
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.