King Wilki Morskie Szczecin to jeden z najbardziej ofensywnych zespołów Tauron Basket Ligi. Tylko PGE Turów Zgorzelec i Stelmet BC Zielona Góra w sezonie zasadniczym rzucały więcej punktów od ekipy z Pomorza Zachodniego. Zmieniło się to w dwóch ćwierćfinałowych meczach play-offów z Anwilem Włocławek. Efektem były najniższe zdobycze King Wilków w sezonie - 54 i 50 "oczek". Zawodziła przede wszystkim skuteczność rzutów z za linii 6,75 metra - łącznie 7/48. Szczecinianom pomógł powrót do Azoty Areny. Od drugiej kwarty środowego meczu King Wilki Morskie były już zespołem sprzed kilku tygodni, który swoją ofensywną siłą potrafił pokonać każdego przeciwnika. Trafiły 14/27 "trójek" i pierwszy raz w sezonie uporały się z Anwilem.
- Wszyscy pewnie nas linczują za to, że nie zmienialiśmy stylu. Nie mogliśmy wygrać we Włocławku. Powiem dalej dla tych hejtujących, że gramy cały czas swoje. Tak, jak już twierdziłem po meczu we Włocławku cieszy mnie nasze zaangażowanie - rozpoczął pomeczową wypowiedź trener Marek Łukomski, który odnosił się także do całej serii play-off.
- Przed środowym meczem chłopcy się nie poddali. Uzyskaliśmy swój rytm, co mnie bardzo cieszy, bo jego brak kosztował nas dwie druzgocące porażki we Włocławku. To nie jest możliwe, że Anwil "parkuje" czterech zawodników w "trumnie" i my rzucamy za trzy punkty, mamy otwarte pozycje a nie możemy nic trafić. Drużyna rzucająca w całym sezonie na poziomie 40 proc. ma w dwóch meczach po 10 proc. To napędzało Anwil a nam odbierało chęci i nadzieję na to, że możemy wygrać - dodał trener King Wilków Morskich Szczecin. Konsekwentnie bronił on stylu, który szósta drużyna TBL prezentowała przez cały sezon.
ZOBACZ WIDEO 25. mistrzostwo Polski koszykarek Wisły Can-Pack Kraków (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Wszyscy nas besztali z błotem, że rzucamy za trzy i nie zmieniamy taktyki. Trudno cokolwiek od razu zmienić, jeżeli to przyniosło nam efekt w postaci szóstego miejsca i wygrania w końcówce sezonu dziewięciu z 11 spotkań. W tym meczu akurat zaczęliśmy trafiać za trzy. Mam nadzieję, że będzie to kontynuowane, bo może we Włocławku to brzmiało, jak żart, ale mieliśmy dużo otwartych rzutów. Taka niska skuteczność strzelców nie może cały czas trwać. Wtedy żadna drużyna nie wygra. Wiemy jak Anwil broni. Jesteśmy na to przygotowani. Gdyby oni trafiali na poziomie 10 proc. za trzy to byśmy wygrali różnicą 40 punktów - tłumaczył Marek Łukomski. Rywale w środę także byli dobrze dysponowani. Wykorzystali 12/22 prób trzypunktowych a w pierwszej połowie ich skuteczność w tym elemencie była prawie perfekcyjna - 8/10.
Z zespołowej gry cieszył się natomiast rozgrywający, Russell Robinson. W środę był on bliski double-double - 13 punktów i dziewięć asyst. Cały team chętnie dzielił się piłką, czego efektem było 27 kluczowych podań wypracowujących partnerom pozycje rzutowe. - Trafialiśmy rzuty i było łatwiej. Trener miał sporo ciekawych pomysłów. Gra wyglądała inaczej. Zaczęliśmy źle, ale później było lepiej. Byliśmy zespołem przez cały mecz. Tego potrzebowaliśmy żeby zrobić krok w dobrym kierunku. Musimy to kontynuować w następnym meczu i całej serii play-off - ocenił koszykarz King Wilków Morskich Szczecin.