Maciej Kwiatkowski: Wąsaci bracia kryptonitem Spurs

AFP / Enes Kanter i Steven Adams grają w siatkówkę nad głową 40-letniego Tima Duncana
AFP / Enes Kanter i Steven Adams grają w siatkówkę nad głową 40-letniego Tima Duncana

San Antonio Spurs od lat są najbardziej zróżnicowaną narodowościowo drużyną w NBA. W półfinałach Konferencji Zachodniej nie mają jednak odpowiedzi na Turka i Nowozelandczyka.

W tym artykule dowiesz się o:

W poniedziałek Stephen Curry jednym, nieprawdopodobnym układem tanecznym z piłką po dwutygodniowej przerwie zmienił narrację tych play-offów NBA. Dzień później we wtorek Oklahoma City Thunder sensacyjnie wyszli na prowadzenie 3-2 w serii z San Antonio Spurs i w czwartek przed własną publicznością mają szansę po dwóch latach przerwy wrócić do finałów Konferencji Zachodniej.

Dwa ostatnie dni mocno zmieniły predykcje bukmacherów w Las Vegas. Szanse Golden State Warriors na mistrzostwo wzrosły o 10 punktów procentowych do poziomu 55 procent. Aż o 15 procent spadły za to szanse Spurs (10 proc.). W górę o 5 punktów procentowych poszły akcje Thunder (8 proc.) i Cleveland Cavaliers (27 proc.). Wzrost szans Cavaliers związany jest raczej nie ze spadkiem notowań Spurs i wzrostem Warriors, co z plotkami o tym, że Jonas Valanciunas i Hassan Whiteside mogą nie być gotowi do gry na finały Konferencji Wschodniej.

W pewnym sensie ziemia znowu stała się okrągła, czyli Warriors wrócili do miana zdecydowanych faworytów nr 1. Jeżeli oglądałeś trzy mecze NBA z ostatnich dwóch nocy, jak na dłoni widać było na czym polega różnicy między precyzją i szybkością gry Warriors, a stylem Spurs i Thunder. Siłą Warriors jest to, że potrafią przeobrazić się w jakikolwiek styl gry - mogą grać wysoko, nisko i bardzo nisko - i w każdym z nich potrafią stać się najlepszą wersją tego stylu w NBA. Ani Spurs, ani Thunder, ani Cavaliers nie są drużynami, które - kiedy Curry jest zdrowy - potrafią skonfrontować się z szybkością w jakiej grają Warriors. To czasem wygląda jakby Warriors uprawiali inni sport.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek wypełnił minimum na Rio. W tym sezonie nikt nie rzucał tak daleko! (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Bezdyskusyjny MVP

Od 2012 roku nagroda NBA nie wręczona została tak późno. Tak jakby NBA czekała na to, aż Curry najpierw wróci do gry, żeby oficjalnie móc mu przyznać wyróżnienie (które równie dobrze mogliby już mu przyznać w grudniu).

Curry wrócił w takim stylu, że nawet jego najbardziej znany krytyk Charles Barkley (ten od "rzucające za trzy drużyny nie wygrywają mistrzostw NBA") przyznał w poniedziałek, że w ciągu 16 lat pracy w TNT nie widział czegoś takiego, jak to co Curry zrobił w dogrywce meczu nr 4 z Portland Trail Blazers. Nikt nigdy nie widział czegoś takiego, bo 17 punktów w dogrywce, to nie tylko rekord play-offów, ale w całej 60-letniej historii NBA. W dziesiątkach tysięcy spotkań nikt nigdy nie rzucił więcej punktów w pięciu minutach dogrywki.

To co zrobił Curry samo w sobie nie było zaskakujące. Nieprawdopodobne było to, że już od razu po powrocie, z biegiem meczu odzyskał swoją lekkość ruchu i naturalność rzutu. To znów był ten sam Złoty Chłopiec, "I'm back!" krzyczał.

Po meczu Curry przyznał, że jego kontuzjowane kolano nie jest jeszcze w 100 procentach sprawne. We wtorek po odebraniu nagrody "MVP" mówił:

- Pobolewa. Jestem dziś trochę zmęczony, ale tego się spodziewałem. Myślę, że jestem teraz w całkiem dobrej formie, aby zrobić to co muszę zrobić w środę w meczu nr 5.

Ponad dwa tygodnie temu Curry skręcił więzadło piszczelowe (MCL) w stopniu pierwszym. Tym co przyda się mu teraz, będzie dalsza terapia i kilka dni przerwy.
Jeżeli obie serie półfinałów Zachodu skończą się w maksymalnie sześciu meczach, wtedy finały Warriors i Thunder rozpoczną się w ten poniedziałek. Jeżeli któreś z nich wydłużą się do siedmiu spotkań, początek za tydzień w środę.

"Stache Brothers", czyli wąsaci bracia z dwóch stron świata

Byłem w szoku, jak chyba wszyscy, patrząc na to jak zdołał się rozkręcić Curry w trakcie meczu nr 4. Jestem w nie mniejszym szoku po wygranej Thunder we wtorek w meczu nr 5 w San Antonio.

Niewielu typowało, że chaotyczny, pełen wzlotów i upadków styl gry Thunder przebije się przez najlepszą obronę ligi i czołowy atak. Tymczasem od meczu nr 1, przegranego przez Thunder różnicą aż 32 punktów, atak San Antonio gra na poziomie dopiero 28. ataku NBA w sezonie regularnym (99,2 punktów na 100 posiadań).

Styl gry Spurs obecnie, a ich styl, gdy zdobywali tytuł w 2014 roku, to jak dwa inne światy. Wtedy na palcach jednej ręki można było policzyć akcje jeden na jednego w tej kawalkadzie pick-and-rolli, penetracji i ruchu piłki, która szczytowała w Finałach 2014 i zmiotła wtedy z parkietu LeBrona Jamesa i Miami Heat. Po pozyskaniu LaMarcusa Aldridge'a, wraz z indywidualnym rozwojem 24-letniego, drugiego w głosowaniu na MVP Kawhi'a Leonarda i wynikającym z wieku regresem królów pick-and-rolla Tony'ego Parkera i Manu Ginobiliego, Spurs przesiedli się na bycie ...drugimi Thunder? Nagle w tej serii od meczu nr 4 wyglądają w moich oczach jak Oklahoma, ale bez elitarnego atletyzmu. Aldridge i Leonard oddali aż 48 proc. rzutów Spurs w przegranym meczu nr 5.

Thunder wygrywają deski i prowadzą 3-2 pomimo tego, że tracą w tej serii aż po blisko 16 piłek na mecz (20 we wtorek i kilka z nich fatalnych i niewymuszonych). Odzyskują jednak stracone rzuty, zbierając 27 proc. piłek na bronionej desce Spurs (zbierali aż 35 proc. w sezonie regularnym). Wielką historią tej serii staje się to, że oba ostatnie mecze - oba wygrane - Thunder kończyli na parkiecie bez Serge'a Ibaki, za to z jeszcze wyższym duetem Enes Kanter - Steven Adams.

Te aż 53 minuty gry w tej rywalizacji tym duetem, Thunder wygrywają dotychczas różnicą aż +24,5 punktów w przełożeniu na 48 minut (nr 1 duet Oklahomy obecnie w tej serii). Kiedy tych dwóch najlepszych kumpli jest na boisku, Thunder zbierają niesamowite 53 proc. piłek, które odbijają się na obręczy bronionej przez Spurs. 53 PROCENT. Thunder zbierają więcej piłek w ataku, niż Spurs w obronie. Nie jest to sensacja, bo w sezonie regularnym Thunder dominowali atakowaną deskę (31 proc.) z przewagą nad drugą drużyną, jakiej nie miała żadna drużyna w historii ligi. Niespodzianką jest to, że wciąż udaje im się robić to przeciwko Spurs, którzy byli 3. najlepszym zespołem w zbiórkach na swojej tablicy.

Kanter już w sezonie regularnym swoje najlepsze mecze rozgrywał akurat przeciwko Spurs, w każdym z czterech zaliczając double-double. W końcówce meczu nr 5 zablokował Tima Duncana i było to symptomatyczne - Thunder mają trzech z czterech najlepszych wysokich graczy dotychczas w tej serii. Kto mógł się tego spodziewać? W dodatku Aldridge po gorących dwóch pierwszych meczach, trafił tylko 36 proc. rzutów w trzech ostatnich.

Wzrost, zbiórki, atletyzm - wszystko to trochę niespodziewanie bardzo mocno rzutuje na tę serię i z biegiem spotkań wymęcza Spurs. Sprawia, że tak jak przed laty próbują oni zamienić dobre pozycje rzutowe na lepsze i nagle orientują się, że nie zdążą ich znaleźć przed upływem 24-sekundowego zegara na rozegranie akcji. Thunder są w tej serii łącznie +31 w czwartych kwartach, po tym jak w sezonie regularnym byli jedną z najgorszych drużyn NBA w ostatniej części meczów.

Kilka lat temu Thunder wydawali się mieć ogromną przewagę atletyzmu nad Spurs. Teraz nie powinno tak być, ale Adams i Kanter skaczą po głowach weteranów Duncana, Aldridge'a, Davida Westa i niespodziewanie nierobiącego różnicy w tej serii Borisa Diawa, który przecież dwa lata temu załatwił Thunder w dwóch ostatnich meczach finałów konferencji. To sprawia, że Thunder są w stanie wygrać mecz nr 5 w San Antonio mimo aż 13 strat Kevina Duranta i Russella Westbrooka.

Czy Gregg Popovich zaryzykuje i wprowadzi na mecz nr 6 do rotacji giganta z Serbii Bobana Marjanovica? Czy zrobi to kosztem 40-letniego Duncana, dla którego czwartkowy mecz może być ostatnim w karierze?

Typowałem 4-2 dla Spurs, dlatego nie jestem przekonany jeszcze, że ta seria już się skończyła. Wciąż myślę, że Spurs są lepszą drużyną i powinni zagrać dużo lepiej w meczu nr 6, niż we wtorek. Trener Thunder Billy Donovan wygrywa jednak po cichu tę serię stawiając mocno na duet, który w sezonie regularnym zagrał razem tylko 127 minut, choć 34 z nich przeciwko San Antonio.

Dzisiaj w menu

"Czarny Kirilenko" - zaliczający w półfinałach średnio 24,5 punktów, 11,3 zbiórek, 7,8 asyst, 3,8 bloku i 1,8 przechwytu - czyli Draymond Green powiedział po meczu nr 4, że seria Warriors - Blazers już się skończyła. Warriors prowadzą 3-1, Curry wrócił i piąty mecz rozegrany zostanie w Oakland. Dziś słowa Greena będą główną osią narracji meczu nr 5, który rozpocznie się o godz. 4.30 naszego czasu.

Dziś też o godz. 2 kolejna część ciężkiej w oglądaniu serii Toronto Raptors i Miami Heat, którą ratuje tylko i aż to, że Dwyane Wade wrócił do 2006 roku i sprawił, że jesteśmy o dziesięć lat młodsi. Jest to jednak najgorsza, najbardziej zacięta seria II rundy od czasu 2012 roku i pojedynków Boston Celtics z Philadelphia 76ers, granych "Kto pierwszy rzuci 80 punktów ten wygrywa".

Jest 2-2 i piąty mecz rozegrany zostanie w Toronto. DeMar DeRozan w ostatniej akcji meczu nr 1 kontuzjował kciuk w prawej dłoni i choć udaje mu się znajdować w tej serii dobre pozycje do rzutu, to nie trafia ich i po ostatnim meczu przyznał, że kłopoty z kciukiem znajdują odbicie w jego skuteczności.

Pisałem w poniedziałek o tym, że trener Heat Erik Spoelstra w obliczu utraty Whiteside'a najprawdopodobniej przejdzie do bardzo niskiego ustawienia z Luolem Dengiem na centrze. Zrobił to dopiero na pięć minut przed końcem czwartej kwarty meczu nr 4 i od tego momentu Heat wygrali pozostałe dziesięć minut (była znów oczywiście dogrywka) aż 22:8. Trener Raptors Dwane Casey popełnił natomiast błąd, zdejmując wtedy z parkietu Bismacka Biyombo, który ma szansę zdominować to ustawienie na ofensywnej tablicy i jest w stanie kryć niegrożącego za trzy Justise'a Winslowa.

Dziś Spoelstra najprawdopodobniej zaordynuje niskie ustawienie Dragic-Wade-Johnson-Winslow-Deng już w pierwszej połowie. Zobaczymy jak odpowie Casey i czy DeRozan z Kylem Lowrym są w stanie w końcu zagrać w tych play-offach mecz, w którym obaj grają dobrze. Oby tylko trwał nie dłużej niż 48 minut.

Źródło artykułu: