Podopieczni Saso Filipovskiego mocno otworzyli sobotnie spotkanie w hali CRS. W 13 minucie meczu zielonogórzanie mieli nad radomianami nawet 21 oczek przewagi. - Graliśmy dobrze fizycznie, pomagaliśmy sobie, radomianie nie mieli otwartych pozycji do rzutu. Zacieśnialiśmy strefę i to przyniosło efekt. Mocne otwarcie narzuciło ton gry. Przede wszystkim jestem zadowolony, że wygraliśmy. W serii jest 2:0 i jeszcze nic wielkiego nie zrobiliśmy. Na razie jesteśmy w połowie drogi - powiedział Przemysław Zamojski.
Obrońcom mistrzowskiego tytułu nie udało się utrzymać tak wysokiej przewagi przez kolejne minuty. Zespół prowadzony przez Wojciecha Kamińskiego odrobił kilka punktów jeszcze w drugiej kwarcie, przez co do do połowy Stelmet BC Zielona Góra "tylko" 12 punktami. - Ostatnie minuty mogliśmy jeszcze lepiej kontrolować, Rosa wymuszała nasze straty - przyznał reprezentant Polski.
Zespół z Winnego Grodu obronił lekcję z pierwszego meczu finałowego i w drugim starciu decydującej serii spisywał się lepiej, niż miało to miejsce w czwartek. - Było lepiej, ale momentami też się trochę gubiliśmy. Dobrze, że na początku spotkania wypracowaliśmy taką dużą przewagę, bo później łatwiej było kontrolować przebieg wydarzeń na parkiecie. Mocne otwarcie tak naprawdę sprawiło, że łatwiej nam się grało przez kolejne minuty - skomentował.
Finałowa rywalizacja przenosi się teraz do Radomia. Stelmetowi BC brakuje dwóch zwycięstw do mistrzostwa Polski. - Nie kalkulujemy. Jedziemy na kolejne spotkanie. Teraz ważny jest dla nas tylko trzeci mecz, o niczym więcej nie myślimy. Wiemy, że Radom to trudny teren, sztywne obręcze, specyficzna hala. Zrobimy wszystko, by tam powalczyć, jedziemy z optymistycznym nastawieniem - zakończył Przemysław Zamojski.
ZOBACZ WIDEO Polacy gonią świat... w tunelu aerodynamicznym (Źródło TVP)
{"id":"","title":""}