Dopiero na 11. miejscu sezon w Lega Basket zakończyła ekipa Acqua Vitasnella Cantu. To spora niespodzianka, bo zespół docelowo miał grać w play-offach. Takie plany w momencie przejęcia klubu miał rosyjski magnat, Dmitry Gerasimienko. To on ściągnął trenera Siergieja Bazarewicza, a później Waltera Hodge'a, Kyryłę Fiesenkę i Michała Ignerskiego.
Gra drużyny się poprawiła, ale nie na tyle, aby zakwalifikować się do pierwszej ósemki. - Mieliśmy naprawdę świetną drużynę z dużym potencjałem, ale uważam, że wszystkie transfery były zrobione nieco za późno. Aczkolwiek ten okres będę bardzo miło wspominał. Naprawdę dużo się nauczyłem - przyznaje Portorykańczyk, który przez kilka lat swoją grą czarował w rozgrywkach TBL w barwach Stelmetu BC Zielona Góra.
W zespole Acqua Vitasnella Cantu grał z Michałem Ignerskim i Jakubem Wojciechowskim. Hodge bardzo miło wspomina współpracę z Polakami.
ZOBACZ WIDEO Panasewicz kwituje powołanie Cionka. "Nie interesuje mnie, że urodził się w Brazylii"
- To świetni ludzie. Ignerski to bardzo doświadczony zawodnik, który dużo widzi na boisku. Miło popatrzeć na jego grę. Z kolei Wojciechowski jest graczem o ogromnym potencjale. Uważam, że w przyszłości to może być wybitny koszykarz, ale musi być odpowiednio prowadzany przez trenerów. Jeśli będzie miał trochę szczęścia, to może zajść naprawdę daleko. Trzymam za niego kciuki - uważa Hodge.
Portorykańczyk podkreśla, że rozmawiał z Polakami na temat naszego kraju i rozgrywek TBL, w których Hodge jest świetnie zorientowany. - Wiele godzin dyskutowaliśmy na temat polskiej ligi. Wiem, że Ignerski mógł grać w Zielonej Górze, więc podpytywałem go o kulisy transferu - tłumaczy.
Walter Hodge w minionym sezonie we Włoszech przeciętnie notował 11,9 punktu na mecz.