Przez kilka pierwszych minut obie dolnośląskie drużyny ogromną wagę poświęcały obronie, trochę zapominając przy tym o ataku i po ponad trzech minutach gry było jedynie 3:2 dla gospodarzy. Początkowo niewidoczny był bohater meczu z Wrocławia - David Logan (wówczas autor 35 punktów), który - w związku ze świetną obroną gości przeciwko niemu - nie otrzymywał podań od swoich partnerów.
Po chwili jednak wszystko wróciło do normy, a lekką przewagę zaczął budować Turów. Dla Śląska punktował przede wszystkim Dewan Robinson, a gdy w trafianie włączyli się także Jared Homan i Rashid Atkins, to wrocławianie wyszli na jedyne w tym meczu prowadzenie (17:16). Ostatecznie celne rzuty Andresa Rodrigueza w końcówce kwarty pozwoliły przygranicznej drużynie zremisować tę część gry.
- W środę graliśmy mecz z Prokomem Treflem, który kosztował nas dużo sił - mówił po meczu Rimas Kurtinaitis, szkoleniowiec Śląska. Wśród wrocławskich koszykarzy dało się odczuć zmęczenie, bowiem sił gościom starczyło zaledwie na dziesięć minut.
Zespołowi Kurtinaitisa, który pozwolił rozpędzić się PGE Turowowi na początku drugiej kwarty, nie udało się już objąć prowadzenia. Zgorzelczanie, dzięki kontratakom oraz celnym trójkom Logana i Thomasa Kelatiego szybko zdobyli osiem punktów, nie tracąc przy tym ani jednego, zbudowali swoją przewagę. Marko Scekić i Slobodan Ljubotina trafiali spod kosza praktycznie wszystko i gospodarze osiągnęli prowadzenie, które momentami sięgało już piętnastu punktów.
Po zmianie stron Śląsk rzucił się do odrabiania strat, bowiem kilka rzutów trafili Homan i Andrius Giedraitis. Niestety dla wrocławian, tym samym odpowiedzieli gospodarze. W 27 minucie meczu Turów wygrywał już różnicą dziewiętnastu punktów dzięki seryjnym trafieniom z dystansu Davida Logana. Amerykanin przez trzy kwarty uzbierał na swoim koncie aż 24 punkty, rzucając przy tym sześć trójek.
- Byliśmy bardzo dobrze przygotowani pod względem fizycznym i taktycznym do tego meczu. Myślę, że zaprezentowaliśmy bardzo dojrzałą koszykówkę, o czym mogą świadczyć tylko trzy straty popełnione w drugiej połowie - mówił po meczu Mateusz Jarmakowicz. Dwudziestoletni środkowy, były gracz wielkiego Realu Madryt, zdobył jeden punkt.
W końcówce PGE Turów całkowicie kontrolował przebieg spotkania, a na każdą akcję, która mogła zbliżyć koszykarzy Śląska natychmiast reagowali celną trójką. Goście do samego końca starali się odrobić straty, ale gdy Slobodan Ljubotina, na niespełna trzy minuty przed końcem meczu, równo z syreną kończącą dwadzieścia cztery sekundy na akcję, trafił za trzy, to zgorzelczanie znów prowadzili 19 punktami i stało się jasne, iż gospodarze tego meczu już nie przegrają.
- Nawet po statystykach widać, iż nie zagraliśmy dzisiaj jak zespół. Sam Rodriguez miał więcej asyst niż nasza cała drużyna - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Andrius Giedraitis, rzucający Śląska. Trudno nie zgodzić się z wypowiedzią Litwina, ponieważ goście, którzy tego dnia swoje punkty zdobywali tylko i wyłącznie po indywidualnych akcjach, zanotowali zaledwie pięć asyst, przy sześciu rozgrywającego PGE Turowa. - Zwycięstwo PGE Turowa nie podlega dyskusji. Zgorzelczanie byli lepsi w każdym momencie i na każdym polu wypracowywał sobie przewagę - dodawał Kurtinaitis.
Trzeba jednak przyznać, iż obie ekipy mają na siebie jakiś patent. Przed rokiem to PGE Turów jechał do Wrocławia mając na koncie dziesięć kolejnych wygranych i to właśnie wrocławianie przerwali fantastyczną serię zwycięstw przygranicznego zespołu. W sobotę historia zatoczyła koło i tym razem to zgorzelczanie okazali się przeszkodą nie do przejścia przez siedemnastokrotnych mistrzów Polski.
PGE Turów Zgorzelec - Śląsk Wrocław 82:65 (19:19, 23:9, 17:13, 23:24)
PGE: David Logan 24, Thomas Kelati 20, Slobodan Ljubotina 14, Andres Rodriguez 10, Marko Scekic 6, Robert Witka 5, Iwo Kitzinger 2, Mateusz Jarmakowicz 1, Vjeko Petrović 0, Dragisa Drobnjak 0, Robert Skibniewski 0, Harding Nana 0.
Śląsk: Rashid Atkins 13, Dawan Robinson 13, Jared Homan 12, Oliver Stević 10, Andrius Giedraitis 5, Kamil Chanas 5, Torrel Martin 2, Bartosz Diduszko 2, Radosław Hyży 2, Dominik Tomczyk 1, Aivaras Kiausas 0, Branislav Jancikin 0.