Doskonali po przerwie - relacja z meczu Sportino Inowrocław - Sokołów Znicz Jarosław

Dotychczas, większość meczów w Inowrocławiu rozstrzygały albo nerwowe końcówki, albo dogrywki, do których tak naprawdę dochodzić nie musiało, gdyby tylko koszykarze Sportino nie notowali notorycznych przestojów w grze. Na podobny scenariusz zanosiło się także w meczu z Sokołowem Zniczem, jednak tylko po pierwszych dwudziestu minutach.

Bo choć nie były one zbyt porywające, a na parkiecie zamiast poukładanej, zespołowej gry, zaobserwować można było panujący w szeregach obu ekip chaos i wiele przypadkowych akcji, z których najczęściej zdobywano punkty, to warto było czekać na rozwój boiskowych wydarzeń. - Po pierwszej połowie powinniśmy schodzić z kilkupunktowym prowadzeniem. Nie zagraliśmy jednak na miarę naszych możliwości, popełnialiśmy dużo prostych, często niewymuszonych błędów - ocenił Artur Mikołajko, kapitan Znicza. Równie słabo, dysponowani byli gospodarze. Podopieczni Aleksandra Krutikowa razili nieskutecznością. Dość powiedzieć, że przez pierwsze dwadzieścia minut na osiem prób z dystansu, nie trafili żadnej. Nie potrafili także skonstruować składnej akcji, a jeśli już taka została wypracowana, kończyła się niecelnymi rzutami spod samego kosza. - Zaczęliśmy trochę nerwowo. Nie mogliśmy zdobyć punktów z wydawałoby się czystych pozycji. Wpłynęło to na naszą niezbyt dobrą postawę w tym okresie - powiedział Łukasz Żytko, rozgrywający Sportino.

- W tym sezonie słabo spisujemy się w trzeciej kwarcie. Brakuje nam zazwyczaj koncentracji - stwierdził z kolei Witalij Kowalenko, skrzydłowy drużyny gości. Tak było i tym razem. Ku zaskoczeniu, Sportino od samego początku drugiej połowy postawiło na to, co wcześniej nie przynosiło żadnych efektów, czyli rzuty z dystansu. Po trzech minutach i trafionych czterech "trójkach", z których aż trzy, były autorstwa Ivarsa Timermanisa, inowrocławianie szybko objęli dziesięciopunktowe prowadzenie 44:34. Nie zamierzali jednak na tym poprzestać. Nie do zatrzymania był Timermanis, do którego wkrótce poziomem dostosowali się też Eddie Miller i Kyle Landry. - Absolutnie nie czuję się bohaterem. Zaraz po przerwie zagraliśmy po prostu bardziej zespołowo, co przyniosło korzystny skutek - mówił skromnie łotewski skrzydłowy, który po względem statycznym, rozegrał swój najlepszy mecz w sezonie. W rolę podającego wcielił się z kolei…silny skrzydłowy - David Gomez. Jego sześć asyst, to nie tylko najlepszy wynik sobotniego meczu pod tym względem, ale i rekordowe osiągniecie samego zawodnika na przestrzeni całych rozgrywek. - Trudno zatrzymać rywala, który jest tak dobrze dysponowany pod względem rzutowym. Trzecia kwarta przeważyła o losach tego meczu - dodał Kowalenko.

W zespole z Jarosławia brakowało zawodnika, który wziąłby na siebie ciężar gry. W pierwszej połowie był takim wspomniany Kowalenko. W czwartej kwarcie, gdy zwycięzca był już praktycznie znany, seryjnie zaczął punktować Chad Timberlake. Wówczas, było jednak za późno na odrabianie strat. - W drugiej połowie zagraliśmy lepiej w obronie, oraz poprawiliśmy skuteczność, która wcześniej bardzo szwankowała. Lepiej prezentowaliśmy się w ataku, było też więcej podań do podkoszowych - podsumował Aleksander Krutikowa, trener Sportino.

Sportino Inowrocław - Sokołów Znicz Jarosław 79:68 (16:20, 14:11, 34:11, 15:26)

Sportino: Ivars Timermanis 22, Kyle Landry 19, Eddie Miller 16, David Gomez 9, Łukasz Żytko 7, Łukasz Obrzut 4, Łukasz Wichniarz 2, Michał Świderski 0, Hubert Wierzbicki 0, Dawid Witos 0, Kamil Stężewski 0.

Sokołów Znicz: Chad Timberlake 17, Witalij Kowalenko 15, Ross Neltner 9, Artur Mikołajko 6, Quinton Day 5, Marek Miszczuk 5, Grzegorz Szczotka 4, Tomasz Celej 4, Bartosz Diduszko 2, Grzegorz Kukiełka 1, Kamil Nowak 0.

Źródło artykułu: