Keith Clanton: Fajnie było znów zagrać w Polsce

PAP / Piotr Polak
PAP / Piotr Polak

W środowy wieczór podkoszowy PAOK-u Saloniki i jego koledzy musieli uznać wyższość Rosy Radom po heroicznym, zakończonym po trzech dogrywkach spotkaniu BCL. - O zwycięstwie zadecydowały szczegóły - powiedział Keith Clanton, były gracz Anwilu.

W środowy wieczór PAOK Saloniki po koszykarskim horrorze przegrał z Rosą 85:93. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były aż trzy dogrywki. Więcej "zimnej krwi" zachowali w nich radomianie.

- Nie zrealizowaliśmy do końca naszych założeń taktycznych. Źle spisaliśmy się w defensywie, pozwalając Rosie na oddanie wielu rzutów z otwartych pozycji. Gospodarze to wykorzystali - podkreślił po ostatniej syrenie Keith Clanton.

Amerykanin bardzo dobrze spisał się w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, zapisując na swoim koncie 16 punktów. "Otarł się" o double-double, ponieważ miał dziewięć zbiórek. Ponadto zanotował dwa przechwyty, asystę i blok. Jego skuteczność wyniosła 70 procent, a na parkiecie spędził 30,5 minuty.

W sezonie 2013/2014 26-latek występował w polskiej ekstraklasie, w barwach Anwilu Włocławek. Niestety z powodu kontuzji nie mógł dokończyć rozgrywek i działacze zdecydowali się rozwiązać z nim kontrakt.

ZOBACZ WIDEO Słynni sportowcy na zdjęciach z dzieciństwa. Rozpoznasz ich?

- Pamiętam doskonale tamte czasy, przecież było to niedawno. Grałem wtedy z Sokołem (Michałem Sokołowskim - przyp. P.D.). Pamiętam także Kima Adamsa. Fajnie było wrócić do Polski i znowu tutaj zagrać. Szkoda, że nie udało się zwyciężyć - powiedział podkoszowy.

W środę Clanton toczył bardzo wyrównane, męskie pojedynki pod obydwoma koszami z Darnellem Jacksonem. - Spodziewaliśmy się trudnego spotkania. Wiedzieliśmy, że Rosa się nie położy, a publiczność i własna hala będą jej dodatkowymi atutami. Tak też się stało. Naprzeciwko siebie stanęły dwie wyrównane drużyny i o zwycięstwie zadecydowały szczegóły - zakończył gracz PAOK-u.

Komentarze (0)