Mathias Fischer: Nerwowe mecze potrzebują zimnych głów

PGE Turów Zgorzelec roztrwonił 21-puktową przewagę i w meczu 4. kolejki PLK z AZS Koszalin (71:63) doszło do nieoczekiwanych emocji. - Po takim meczu pojawia się pytanie, czy szklanka jest do połowy pełna, czy pusta - mówi trener Mathias Fischer.

Bartosz Seń
Bartosz Seń
PAP / Marcin Bielecki
Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec przez 6 minut czwartej, decydującej kwarty meczu z AZS Koszalin nie potrafili oddać celnego rzutu z gry. Gospodarze do kosza owszem trafiali, ale tylko z linii rzutów osobistych i to dopiero w drugiej połowie tej części spotkania. Przez blisko pięć minut czarno-zieloni mieli na swoim koncie tylko dwa punkty, podczas gdy rywale zanotowali serię 13:0.

- Nerwowe mecze potrzebują zimnych głów, których nam w tym meczu zabrakło. Każdy chciał być odpowiedzialny za wszystko i przez to przestaliśmy grać w ataku. Cieszę się, że coś takiego się stało, bo wiemy, co nasza drużyna zrobi, gdy w przyszłości przytrafią jej się mecze z podobnymi końcówkami. Pokazaliśmy charakter, odnaleźliśmy nasz rytm zarówno w obronie, jak i w ataku i dobrze przekazywaliśmy sobie piłkę, co ponownie pozwoliło nam zdobywać ładne punkty. Przy prowadzeniu różnicą dwudziestu "oczek" taka sytuacja nie może mieć jednak miejsca i musimy nad tym pracować. Było bardzo niebezpiecznie - przyznał po końcowym gwizdku Mathias Fischer, trener PGE Turowa Zgorzelec.

Nikt nie pomyślałby, że taka niemoc może dotknąć zespół z przygranicznego miasta właśnie w tym pojedynku. Jeszcze na początku trzeciej kwarty zgorzelczanie prowadzili różnicą 21 punktów, a agresywna obrona przynosiła wymierne korzyści w postaci aż 14 strat AZS i 10 przechwytów gospodarzy.

- Zawsze po takim meczu pojawia się pytanie, czy szklanka jest do połowy pełna, czy pusta. To było trudne spotkanie dla mojej drużyny. W ostatnim czasie rozegraliśmy bardzo dużo pojedynków i widać, że w końcówce zawodnicy byli zmęczeni. Popełniliśmy też kilka głupich fauli, co miało wpływ na naszą rotację. Nagle Kirk Archibeque musiał grać przez 34 minuty, a to jest zdecydowanie za dużo - kontynuował szkoleniowiec byłych mistrzów Polski.

ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Michał Kucharczyk: Marzenie to mi się spełni z Barceloną na Camp Nou

Goście z Koszalina odrobili prawie wszystkie straty za sprawą dystansowych trafień Jakuba Zalewskiego i Darrella Harrisa oraz zimnej krwi na linii rzutów osobistych Igora Wadowskiego.

- Wiem, że przy tak wysokim prowadzeniu pojawia się w głowie film, że mecz już jest wygrany. A ja widziałem już bardzo dużo drużyn, które przegrywały swoje pojedynki pomimo wysokiego prowadzenia. My myśleliśmy, że mamy zwycięstwo w garści, a AZS zaczął lepiej grać, dobrze dzielić piłką i nagle trafiać z dystansu - analizował trener PGE Turowa Zgorzelec, który dostrzega w grze swojego zespołu także i pozytywy.

- W ostatnich trzech minutach nasza obrona stała, dobrze zbieraliśmy piłkę i zaczęliśmy grać akcje pick and roll. Denis Ikovlev trafił z dystansu, a Tweety Carter ładnie asystował i dzięki temu ponownie wszystko zafunkcjonowało - komentował Fischer.

Pomimo zwycięstwa czarno-zieloni muszą z słabej czwartej kwarty wyciągnąć stosowne wnioski. Ich kolejnym rywalem będzie nieprzewidywalny beniaminek PLK z Krosna.

- Nie jestem zadowolony z tego, że straciliśmy koncentrację. Od początku mówiłem, że to jest bardzo młoda drużyna i gdy dopadnie nas zmęczenie, a rywal będzie wywierał na nas presję, to może być trudno. Jest jak jest, ale najważniejsze, że mecz został wygrany. Cieszę się na analizę wideo, bo będziemy musieli bardzo dużo pokazać, co zrobiliśmy dobrze i co będziemy musieli zrobić lepiej w następnym meczu - dodawał trener Mathias Fischer.

Czy PGE Turów zasłużenie pokonał AZS Koszalin?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×