15 zmian prowadzenia i aż 9 remisów - pojedynek PGE Turowa Zgorzelec z Energą Czarnymi Słupsk należał do najbardziej zaciętych meczów 6. kolejki PLK. Choć gospodarze rozpoczęli to starcie od mocnego uderzenia i prowadzenia 21:9, a w całym meczu utrzymywali się na prowadzeniu przez blisko 27 minut, to w drugiej połowie było ono raczej symboliczne, kilkupunktowe.
- Wiedzieliśmy przed tym meczem, że w naszym dotychczasowym terminarzu będzie to najcięższy rywal i tak też było. Końcowe minuty były bardzo zacięte, ale my popełniliśmy kilka błędów w obronie - przyznawał po końcowej syrenie Grzegorz Surmacz.
Czarne Pantery mogły schodzić z parkietu w zupełnie innych nastrojach, gdyby nie rażący błąd popełniony w ostatniej akcji spotkania. Wszystko zapowiadało się dobrze, bo pędzącego na kosz Denisa Ikovleva efektownie zablokował Justin Jackson. Amerykaninowi zabrakło jednak pomocy kolegów z zespołu. Nikt nie zastawił bowiem Kirka Archibeque’a, który zebrał piłkę i na 4,5 sekundy przed końcem meczu umieścił ją w koszu.
- W decydującej akcji był blok, mogliśmy zebrać piłkę i jeżeli chce się wygrywać na wyjeździe, to trzeba takie piłki mieć. My ważnych momentach nie mieliśmy tych piłek, ale myślę, że walczyliśmy i pokazaliśmy trochę charakteru - kontynuował silny skrzydłowy zespołu ze Słupska.
Energa Czarni w całym spotkaniu nie odstawali niczym szczególnym od drużyny byłych mistrzów Polski, ale w decydującym momencie to ich rywale zachowali więcej zimnej krwi. Podopieczni trenera Roberta Stelmahersa umiejętnie wykorzystywali dobrą dyspozycję swoich środkowych, Davida Kravisha i Justina Jacksona, choć ostatecznie walkę o zbiórki przegrali (34:39). Słupszczanie rażąco nie trafiali także z dystansu, gdzie na 26 oddanych prób, trafili tylko 6 rzutów.
- Wiedzieliśmy, że czeka nas trudny mecz. Odbyliśmy tu długą podróż, a PGE Turów ma dobry zespół. Walczyliśmy przez całe spotkanie, ale kilka elementów, których nie wykonaliśmy poprawnie, zaważyło o triumfie gospodarzy - dodawał Roberts Stelmahers, trener Energi Czarnych Słupsk.
ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Gol dla Nawałki