Konferencja, która przejdzie do historii PLK

Zwykle na konferencjach prasowych padają sztampowe formułki. Wszystko trwa 2-3 minuty. Zupełnie inny przebieg miało spotkanie Piotra Ignatowicza z koszalińskimi dziennikarzami po meczu z Anwilem. Szkoleniowiec AZS-u był w ogniu trudnych pytań.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
WP SportoweFakty
To był jeden z najtrudniejszych dni w trenerskiej karierze Piotra Ignatowicza. Polski szkoleniowiec musiał w niedzielę przełknąć gorzką pigułkę. Jego AZS Koszalin przegrał z Anwilem Włocławek różnicą... 48 punktów - 45:93.

Takiej postawy nie zaakceptowali kibice AZS-u, którzy wygwizdali drużynę. Swojego zdenerwowania nie ukrywali także członkowie rady nadzorczej. Prezes Leszek Doliński na poniedziałkowym spotkaniu z drużyną dał jasny sygnał, że nikt w klubie nie będzie akceptował braku zaangażowania i walki. Swoje dorzucili także koszalińscy dziennikarze na pomeczowej konferencji.

Ale od początku. Najpierw trener Piotr Ignatowicz tradycyjnie powiedział kilkanaście zdań o meczu. Mówił ciekawie: - Czułem w kościach, że takie spotkanie w końcu nadejdzie. Wisiało to w powietrzu. Wyglądało to tak, jakbyśmy pierwszy raz spotkali się na parkiecie. Na tle silnego rywala zaprezentowaliśmy się fatalnie. Nic nam nie wychodziło po obu stronach parkietu. Uważam, że we wcześniejszych meczach graliśmy troszkę ponad stan. W niedzielę zostały obdarzone wszystkie nasze słabości. Anwil nas złamał, ale pracujemy dalej. Nie poddajemy się.

Następnie wywiązała się dyskusja lokalnych dziennikarzy ze szkoleniowcem AZS-u Koszalin. Szkoleniowiec musiał zmagać się z bardzo trudnymi, a zarazem niewygodnymi pytaniami. Oto przybliżony zapis:

ZOBACZ WIDEO Neapol tęskni za Milikiem. Włosi czekają na powrót Polaka

Dziennikarz: Jak to możliwe, że zawodnicy przestrzelili się dziewięć rzutów wolnych? To oznaka braku profesjonalizmu, a nie koncentracji.

Ignatowicz: No widocznie mogą. Ciekawe, czy takie pytania były zadawane trenerowi w Barcelonie po porażce 40 punktami z Realem Madryt. Po prostu, czasami takie rzeczy się dzieją w sporcie. Zawodnicy nie są maszynami, odczuwają presję. Uważam, że nietrafione rzuty wolne są sytuacją zaraźliwą. Pamiętam, jak w czasach mistrzowskich PGE Turowa graliśmy mecz na wyjeździe z Asseco Gdynia. Mieliśmy klasowych zawodników, a wolne trafialiśmy na poziomie 30 procent.

D: Ale o jakiej presji pan mówi? To są juniorzy, kadeci, czy amatorzy?

I: Chyba pan nigdy sportu zawodowego nie uprawiał i nie wie, że sportowcy to są ludzie, którzy mają swoje rodziny i są odpowiedzialni za to, żeby położyć chleb na stole. Jest ciągła presja, bo kariera koszykarska nie jest długa. Mogą się w tym czasie przydarzyć kontuzje. Każdy z nich wie, że ten czas musi jak najlepiej wykorzystać.

D: Drużyna z meczu na mecz miała grać coraz lepiej, tymczasem z małymi wyjątkami jest coraz gorzej. Powiedział pan, że w meczu z Anwilem nie wychodziło nic. Czy pan jeszcze panuje nad zespołem?

I: Nie widziałem takich momentów podczas meczu, żebym nie panował nad zespołem. Nie dostrzegłem ich. Z Anwilem zagraliśmy najgorsze spotkanie, ale czy to jest powód do paniki? Nie, przecież to jest zespół, który jest zbudowany za 3-4 razy większe pieniądze od naszego. Gdyby panu zależało na dobru klubu, to by pan poszukał i znalazł takie informacje i nie zadawał takich pytań. My cieszymy się z tego, co mamy. Staramy się utrzymać AZS w PLK. Chcemy przetrwać, by w kolejnym sezonie grać o nieco wyższe cele.

D: Czyli nie ma pan do siebie żadnych zarzutów po takim meczu?

I: Oczywiście, że mam. Każdy by chciał zrobić coś lepiej. Będziemy analizować spotkanie, wyciągniemy wnioski, tak aby w kolejnych meczach zagrać lepiej. Na tym to polega. Jedna porażka na pewno nie jest powodem do tego, by podkulić ogon i pójść do domu.

D: Czyli taka porażka nie jest powodem do tego, by podał się pan do dymisji?

I: Wykonuję swoją pracę najlepiej jak umiem. Jeśli chce mnie pan zastąpić, to proszę wysłać CV do prezesa i udać się na rozmowę. Mamy dwie wygrane i jesteśmy na bezpiecznym miejscu. Robimy swoje.

D: Czy taka porażka nie jest powodem do wstydu dla tak utytułowanego klubu?

I: Jak przegraliśmy w debrach z Energą Czarnymi trzema punktami, to był płacz, dlaczego nie wygraliśmy. Jak odrobiliśmy straty w Zgorzelcu z -20 na -1, to nikt tego nie docenił. Przy bilansie 2:4 nikt nie zauważył tego, że mieliśmy "+2" w małych punktach. Widzę, że wszyscy szukają taniej sensacji. Dajcie nam pracować. Naprawdę. Robimy swoją pracę najlepiej jak umiemy. Zapraszam na treningi. Proszę przyjść i zobaczyć, jak pracujemy.

Czy konferencje prasowe w PLK mają sens?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×