Toney McCray: Dobrze czuję się w polskiej lidze

PAP / Tytus Żmijewski
PAP / Tytus Żmijewski

Toney McCray w przeszłości grał w wielu egzotycznych ligach, a latem związał się z Anwilem Włocławek. Amerykański skrzydłowy mówi, że bardzo dobrze czuje się w Polsce i cieszy go gra dla włocławskich fanów.

[b]

WP SportoweFakty: To dla pana pierwszy sezon w Polsce. Jak się pan tu czuje?[/b]

Toney McCray: Czuję się tu dobrze, każdy kolejny dzień jest dla mnie całkiem nowym doświadczeniem. Nie jest tak, że od razu do wszystkiego przywykłem i do wszystkiego się przyzwyczaiłem - z niektórymi rzeczami mam styczność po raz pierwszy, chodzi tu również o koszykówkę. Sezon jednak trwa i wierzę, że będzie tylko lepiej.

A jak wygląda pana życie we Włocławku? To niewielkie miasto.

- To prawda, ale dla mnie to dobrze, że Włocławek nie jest duży. Chodzi mi przede wszystkim o to, że nie ma wokół za dużo rzeczy, które mnie rozpraszają i mogę swoją uwagę poświęcić tylko i wyłącznie koszykówce.

Grywał pan w przeróżnych ligach do tej pory. Jak na ich tle wypada Polska Liga Koszykówki?

- Myślę, że w PLK trzeba być przede wszystkim drużyną. Nie ma tutaj tak dużo gry jeden na jeden i bardzo wysokiego tempa. Trzeba być skupionym przede wszystkim na całej drużynie, nie można tu myśleć o sobie i o tym jakie statystyki będziesz miał na koniec spotkania. Często jest tak, że jeden mały błąd w trakcie spotkania może mieć wpływ na końcowy wynik, trzeba być więc mocno skupionym na wykorzystywaniu swoich okazji.

W poprzednim sezonie grał pan na Cyprze.

- Gdy tam grałem dostawałem bardzo dużo minut i gra w dużej mierze zależała ode mnie. Na pewno muszę też zwrócić uwagę na to, że tam nie trenowaliśmy tak dużo jak w Polsce - tam treningi były dużo lżejsze i były krótsze, lub było ich po prostu mniej. Tam ta koszykówka wyglądała całkiem inaczej, ale szczerze mówiąc lepiej czuję się w polskiej lidze.

ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje

W okresie przedsezonowym był pan dla Anwilu jednym z najważniejszych zawodników - notował pan dużo punktów, teraz zmieniła się pana rola?

- Myślę, że tak. Dołączyło do nas kilku zawodników, sama gra i treningi wyglądają inaczej niż wtedy. Pod sam koniec tego okresu dołączył do nas Tyler Haws i Boris Bojanovsky, a jeszcze później Nemanja Jaramaz - to też miało wpływ na moją rolę. Przed sezonem skupiasz się przede wszystkim na tym, by nauczyć się stylu gry, eliminować swoje mankamenty. W sezonie chcesz przede wszystkim wygrywać i patrzysz na to, by cała drużyna chodziła z podniesioną głową.

Jest pan zadowolony z tego, jak wygląda pana rola w drużynie?

- Zdecydowanie. Mam swój czas na parkiecie, mogę się wiele nauczyć w tej drużynie i sprawdzić na ile moje umiejętności przydają się Anwilowi. Czas spędzony we Włocławku na pewno nie pójdzie na marne i wyniosę sporo doświadczenia z gry tutaj.

Ostatni mecz z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski był dla pana najlepszy w koszulce Anwilu?

- Ciężko powiedzieć... powinieneś o to zapytać trenera! (śmiech) Tak na poważnie - ten mecz na pewno był dobry pod względem punktowym i myślę, że był jednym z lepszych. Mecz zacząłem w pierwszej piątce i w pewien sposób dało mi to trochę pewności siebie, a w Anwilu trzeba być gotowym na wszystko, nieważne czy zagrasz 5, 10 czy 25 minut - musisz być gotowym, by wyjść na parkiet i dawać z siebie wszystko.

Niedawno do drużyny dołączył James Washington. To był ten brakujący element w Anwilu Włocławek?

- Taką mam nadzieję! Na pewno będziemy mogli liczyć na szybką grę i będzie mógł odciążyć Kamila Łaczyńskiego. James jest doświadczonym zawodnikiem i będziemy mieli z niego dużo pociechy. On wie jak sprawić, by nie brakowało nam płynności w grze ofensywnej. Myślę, ze już podczas meczu z Rosą Radom pokaże na co go stać. Będziemy musieli zatrzymywać ich szybkie ataki, ale skupić się też na swojej grze. Nie możemy popełniać łatwych strat, co przełożyłoby się na łatwe punkty Rosy.

Gdy pytałem Jamesa Washingtona o Włocławek, bez wahania odpowiedział, ze to miasto koszykówki.

- Absolutnie, nie da się tego nie zauważyć. Wszędzie gdzie pójdziesz, to spotykasz fanów, którzy są mili, rozpoznają nas i to jest bardzo fajne. Podobnie w Hali Mistrzów, gdy jest mecz ligowy to widzisz, że tym ludzion zależy na koszykówce i żyją każdym spotkaniem.

Da się porównać atmosferę w Hali Mistrzów do innego miejsca, w którym pan grał?

- Myślę, że atmosfera meczów w Meksyku była w jakimś stopniu porównywalna. Tam też fani byli bardzo głośni i halę wypełniali w bardzo dużym stopniu. Tak, fani w Meksyku byli niesamowici, ale mimo wszystko uważam, że kibiców Anwilu nie da rady porównać do żadnych innych. Są wyjątkowi i takich w swojej karierze jeszcze nie spotkałem. Grać dla nich to przyjemność.

Odchodząc trochę od tematu Anwilu, na Cyprze był pan w Meczu Gwiazd, w Polsce od kilku sezonów porzucono pomysł takiej atrakcji. Myśli pan, ze Mecz Gwiazd powinien zostać przywrócony?

- Poważnie? Sądziłem, że macie tu swój All-Star Game! Oczywiście, że powinien zostać przywrócony - to doskonała odskocznia od ligowych meczów i fajne widowisko przede wszystkim dla fanów. Wydaje mi się, że organizacja takich meczów może mieć pozytywny wpływ na cała ligę i na jej wizerunek.

W Polsce mamy również przepis o dwóch Polakach na parkiecie.

- Na pewno pomaga on polskim zawodnikom, bo mają szansę wypłynąć na głęboką wodę i sprawdzić się w trudnych warunkach. My, obcokrajowcy patrzymy na to z trochę innej strony, taki przepis może być dla nas krzywdzący. Weźmy taki przykład - nie jesteś stąd, ciężko pracujesz na treningach, ale nie grasz ze względu na wymuszoną polską rotację.

Działa to na niekorzyść atrakcyjności ligi?

- Myślę, że mimo wszystko nie do końca. Przepis odnosi sie do polskich zawodników, którzy mają grać, uczyć się i dawać z siebie jak najwięcej. Polscy fani chcą na parkiecie widzieć polskich zawodników, więc na pewno w pewien sposób to pomaga.

Rozmawiał Michał Wietrzycki

Komentarze (0)