W niedzielny wieczór Anwil Włocławek doznał szóstej porażki w bieżącym sezonie Polskiej Ligi Koszykówki. Tym razem musiał uznać wyższość Rosy Radom (61:74). Z dużym niedosytem halę Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji po raz kolejny opuszczał zatem Kamil Łączyński.
Po początkowych dziesięciu minutach to jednak jego zespół prowadził 19:16. Po kolejnej odsłonie tracił do gospodarzy pięć punktów. - W pierwszej połowie obie drużyny trafiały na dobrym procencie i dobrze weszły w mecz - ocenił rozgrywający.
Po zmianie stron lepiej zaprezentowali się wicemistrzowie Polski, którzy zwiększyli dystans o następne dziewięć "oczek". - Trochę przespaliśmy trzecią kwartę i pozwoliliśmy Rosie na łatwe punkty w tranzycji, co jest jej bardzo mocną stroną. Pozwoliliśmy jej regularnie oddawać czy to "trójki", czy rzuty spod kosza. Zrobiła się ponad dziesięciopunktowa przewaga - kontynuował 27-latek.
- Wiadomo, że w tej hali gra się specyficznie i drużyny przyjezdne nie mają łatwo, także takie prowadzenie jest dla Rosy w miarę bezpieczne. Radomianie pokazali, że potrafią je utrzymać do końca - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO Śnieg i mróz? To nic! Poznajcie kolarstwo przełajowe
Różnicę miejscowi zbudowali przede wszystkim dzięki szybkim punktom, zdobytym po kontratakach. - Gra rywali po naszych niecelnych rzutach lub stratach nabierała jeszcze większego tempa i nasza obrona nie była taka, jak być powinna, przez co mogli oddawać łatwe rzuty. Dopisało im też sporo szczęścia, jak przy dwóch próbach Damiana Jeszkego - przypomniał Łączyński.
Rozgrywający wdawał się w dyskusje z sędziami, został nawet ukarany przewinieniem technicznym. - Trochę ściany pomogły rywalom. Dużo było sytuacji spornych i praktycznie wszystkie były na korzyść radomian. Nie będziemy płakać. Podjęliśmy męską walkę, ale tym razem się nie udało. Mam nadzieję, że we Włocławku się zrewanżujemy - zaznaczył autor sześciu punktów, sześciu asyst i dwóch zbiórek.
Znowu powrócił do Radomia. Bronił bowiem barw Rosy w latach 2013-2015. - Miło spędziłem tutaj czas, przyjemnie wspominam te półtora roku. Znam wielu ludzi, z którymi przywitałem się przed meczem, miło mnie przywitano, więc fajnie się tu wraca - nie ukrywał.