Amerykański rzucający był głównym aktorem jednego z najciekawszych spotkań trzynastej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki, w którym Rosa Radom pokonała przed własną publicznością Anwil Włocławek 74:61. Podobnie było w minioną środę, gdy Gary Bell liderował wicemistrzom kraju w starciu Ligi Mistrzów z Muratbey Usak Sportif. Wtedy jego dobry występ i 19 zdobytych punktów zdało się jednak na nic, gdyż podopieczni Wojciecha Kamińskiego przegrali 76:96.
W niedzielny wieczór przez 31 minut spędzonych na parkiecie 24-latek uzbierał 20 "oczek". Zanotował skuteczność 7/12 z gry, w tym 3/8 z dystansu. Ponadto miał trzy zbiórki i dwie asysty.
- To był świetny mecz. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko, bo Anwil jest wyśmienitą drużyną. Wyszliśmy jednak na parkiet bardzo skoncentrowani, właściwie od początku kontrolowaliśmy to spotkanie, mocno ograniczyliśmy rywali, z czasem zbudowaliśmy przewagę i nie daliśmy im na dobre powrócić do gry. To było bardzo wyrównane spotkanie i o jego losach tak naprawdę przesądziły szczegóły - podkreślił obwodowy.
Starcie dostarczyło wielu emocji. Nie brakowało twardej, męskiej walki, ale i efektownych zagrań. Podobnie było w półfinałowej rywalizacji pomiędzy obydwoma zespołami w zeszłym roku czy podczas ćwierćfinałów w sezonie 2013/2014.
- Kim mówił mi o tym, że te mecze zawsze są wyrównane i na parkiecie oraz trybunach nie brakuje emocji i twardej walki. Za Anwilem przyjechała duża grupa kibiców, która głośno ich dopingowała. W hali panowała gorąca atmosfera - przyznał Bell.
ZOBACZ WIDEO Villarreal - Barcelona: sędzia nie ustrzegł się błędów [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]