Wojciech Potocki: finałowy turniej Pucharu Polski rozpocznie się w sobotę w Lublinie. Dlaczego właśnie tam?
Janusz Wierzbowski: Jeszcze nie tak dawno lublinianie pasjonowali się „wielką koszykówką”. Nikomu nie trzeba przypominać złotych czasów Lublinianki czy później Startu Lublin. Tu grał przecież pierwszy czarnoskóry Amerykanin, Kent Washington. Co prawda mówimy o czasach dość odległych, ale teraz w Lublinie jest piękna nowa hala i warunki, by koszykówka w najlepszym ligowym wydaniu powróciła. Mam nadzieję, że finał Pucharu Polski będzie bodźcem, który przekona władze samorządowe, by wykupiły na przyszły sezon dziką kartę do PLK.
Co oprócz pucharu otrzyma zwycięska drużyna?
- Myślę, że najważniejszy jest prestiż. Niestety, trudna sytuacja ekonomiczna i konieczność opłacenia przez PLK sędziów oraz komisarzy w rozgrywkach ligowych nie pozwala na ufundowanie dodatkowych nagród pieniężnych. Zdobycie pucharu daje jednak dodatkową szansę na start w europejskich pucharach. Liga jest w tym roku nieprzewidywalna, trudno powiedzieć co będzie się działo w play-offach i kto zagra w „Wielkim Finale”, więc Puchar Polski może być swego rodzaju dodatkowym ubezpieczeniem dla tych drużyn, które chcą pokazać się w Europie.
Zdobycie pucharu daje jednak gwarancji startu w europejskich rozgrywkach.
- Potrzebna jest również zgoda PLK, ponieważ nie jest jeszcze rozstrzygnięty kształt przyszłorocznych europejskich rozgrywek. W tej chwili nie wiemy ile miejsc w tych rozgrywkach będzie miała do dyspozycji PLK.
Ma pan swojego faworyta?
- Ooooh, to naprawdę bardzo trudne pytanie. Każdego z czterech półfinalistów stać na zdobycie Pucharu. Nawet Kotwica może być czarnym koniem turnieju. Już pierwszy półfinał zapowiada się ekscytująco. Mecze Prokomu z Anwilem zawsze były zacięte i faworytów naprawdę trudno wskazać. Niezaleznie od wyników na tablicy, w Lublinie wygra koszykówka i wierzę, że 3 tysiące kibiców nie będzie żałować.
Kilka dni temu zakończyła się runda zasadnicza rozgrywek ligowych. Było dużo zamieszania, skandale z wycofywaniem drużyn, a niedawno prowadzony przez trenera Urlepa Basket Kwidzyn podobno przegrał mecz na własne życzenie. Jak pan ocenia dotychczasowe rozgrywki?
- To jest bardzo ciężki sezon. Kryzys finansowy, dotknął także koszykówkę i stąd pewne zawirowania. Wszystko rekompensuje jednak sportowa rywalizacja. Nie ma zdecydowanego faworyta, mnóstwo ludzi na trybunach, bardzo zacięta rywalizacja w wiele zaskakujących wyników. Martwi mnie, że jest kilka klubów, które dostały zadyszki finansowej. Jednym słowem, to jeden z najtrudniejszych sezonów w historii PLK.
Który klub, pana zdaniem, najbardziej rozczarował, a który jest objawieniem po rundzie zasadniczej?
- Objawieniem jest niewątpliwie kołobrzeska Kotwica. Klub, ma kłopoty finansowe, ale na parkietach spisuje się wręcz rewelacyjnie. Jeśli zaś chodzi o rozczarowanie, to więcej spodziewałem się po Asseco Prokomie Sopot. Może nawet nie chodzi tu o zajmowane miejsce, a o styl gry. Biorąc pod uwagę ich przewagę finansową nad resztą ligi wydawało się, że zwycięstwa będą im przychodziły dużo łatwiej. Sadzę, że aż pięć, może sześć klubów ma prawo myśleć o grze w "Wielkim Finale", a tam… ręce się trzęsą i wszystko może się zdarzyć
Potrafi pan powiedzieć jak będzie wyglądała liga w przyszłym sezonie? Kryzys mocno bije kluby "po tyłku".
- Tak, bardzo bije, szczególnie jeżeli chodzi o kursy walut. Nie mamy innego wyjścia jak ponieść poprzeczkę. Dwa miliony złotych to minimalny, gwarantowany budżet klubu w PLK, i ani grosza mniej! Jeśli ktoś nie będzie miał odpowiednich umów sponsorskich, to nie ma co marzyć o ekstralidze. Teraz już niestety półtora miliona nie wystarczy. Będziemy bardzo stanowczo postępować i postaramy się szybko oraz skrupulatnie zweryfikować umowy sponsorskie podpisane przez kluby.
Ma pan codzienny kontakt z prezesami klubów PLK. Są sygnały, że nie dadzą rady zebrać tych pieniędzy?
- Nikt się do tego nie chce przyznać, ale na celowniku mamy trzy albo cztery kluby, które mogą mieć spore kłopoty z pozytywną weryfikacją. Nas to jednak nie przeraża, bo otwieramy się na duże miasta i nowe ośrodki. Ostatnio wysłaliśmy zaproszenia proponujace samorządom siedmiu dużych miast, by wzorem Poznania, wykupiły dzikie karty do PLK.
Jakie to miasta?
- Wysłaliśmy je o Białegostoku, Lublina, Rzeszowa, Krakowa, Katowic, Wrocławia i Szczecina. Jeśli tylko samorządy zechcą promować się przez sport, to koszykówka w połączeniu ze zbliżającymi się mistrzostwami Europy jest doskonałym na to sposobem.
A co będzie z klubami, które uzyskają awans z I ligi? Może się zdarzyć tak, że nie zagrają w ekstralidze, bo nie będą miały gwarancji finansowych?
- Jeśli nie przedstawią umów na 2 miliony złotych, będzie to nieuniknione.
To może się zdarzyć, że liga skurczy się, nie wiem, do ośmiu albo siedmiu zespołów…
- Nawet jeżeli w tym roku się tak stanie, to nie cofniemy się i nie obniżymy kryteriów finansowych udziału w rozgrywkach PLK. Nie ma takiej możliwości!
Co powie pan zawodnikom, którzy nie mają wypłacanych pełnych kontraktów?
- To jest jeden z elementów weryfikacji budżetów klubowych. Chodzi przecież o oświadczenia dotyczące braku zaległości finansowych .W tej chwili monitorujemy kilka klubów, które co miesiąc muszą nam raportować jak wyglądają spłaty ich zadłużenia. Jeśli te sprawy nie zostaną uregulowane, albo, w co nie wierzę, kluby nas oszukają, mogą w konsekwencji stracić miejsce w ekstralidze. Musimy być konsekwentni, bo jest to przecież liga zawodowa, a same ambicje dziś już nie wystarczą. Potrzebne są solidne podstawy finansowe.
Na koniec wciąż powracające pytanie. Czy liga będzie miała sponsora tytularnego?
- Daj Boże, by tak się stało. Mocno wierze w to, że w nowym sezonie wystartujemy już pod nowa nazwą. Jest duże zainteresowanie koszykówka związane z Eurobasketem 2009, więc liczę, że niedługo podpiszemy tę umowę.