Drużyna ze Słupska, mimo dalekiego wyjazdu do Krosna, liczyła na ósme zwycięstwo w tym sezonie. Podopieczni trenera Robertsa Stelmahersa musieli jednak uznać wyższość rywala z Krosna, który triumfował 77:70.
- Walczyliśmy do samego końca, niestety nie udało się. Ciężko się gra w Krośnie, na dodatek ta długa podróż. Mieliśmy kilka ważnych akcji pod koniec trzeciej kwarty. Mieliśmy przewagę 7-9 punktów i zrobiliśmy kilka błędów. Takie rzeczy nie mogą się zdarzać na wyjeździe - tłumaczy Grzegorz Surmacz.
Dla drużyny ze Słupska wszystko układało się bardzo dobrze do trzeciej kwarty. W ostatniej części gry beniaminek PLK zdominował jednak rywali, grając z wielkim polotem oraz zaangażowaniem.
- W czwartej kwarcie daliśmy rywalom wrócić do gry, była chyba seria 7:0. Grali u siebie i mieli bardzo dużą pewność siebie. Ja sam nie dałem drużynie wiele, nie mogłem wstrzelić się z dystansu. Były otwarte pozycje, ale nic nie wpadało - dodaje 31-letni zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje
Mówi się, że wpływ na słabszą formę Energi Czarnych mają roszady kadrowe. Nowi zawodnicy potrzebują jeszcze czasu, aby wdrożyć się do systemu gry zespołu ze Słupska. Dla Surmacza nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie.
- Nie chcę nic mówić na temat nowych zawodników. Wiele rzeczy dzieje się w sezonie. Dobre drużyny szybko regulują takie rzeczy i grają dalej. Niestety brakuje nam trochę cierpliwości w końcówkach meczów, było trochę szalonych rzutów. Nie możemy sobie na to pozwolić - kończy zawodnik.