Artur Donigiewicz: Mam nadzieję, że AZS Kalisz nie będzie tak groźny na wyjeździe, jak był przed własną publicznością

Emocje w hali Arena w Kaliszu ponownie sięgnęły zenitu. Dramatyczna końcówka wreszcie rozstrzygnęła się na korzyść gospodarzy, którzy wyrównali stan barażowej rywalizacji do trzech zwycięstw. - W niedzielnym spotkaniu Kalisz miał zdecydowanie więcej szczęścia - komentuje spotkanie Artur Donigiewicz, zdecydowany lider Akademików z Katowic. Portalowi SportoweFakty.pl opowiada o rywalizacji w fazie play-out.

W Wielkopolsce wreszcie powiało optymizmem. Kaliski AZS wygrał po raz pierwszy w rywalizacji barażowej, przerywając tym samym fatalną serię porażek, która trwała miesiąc. Szczęśliwy mecz przypadł na drugie starcie w fazie play-out z AZS AWF Katowice. Przed własną publicznością wreszcie udało się udźwignąć presję i AZS okazał się lepszy w końcówce, która od wielu pojedynków była "piętą achillesową". Do tej pory nikt nie wziął ciężaru gry na siebie, a w tym meczu zrobili to rozgrywający. - W niedzielnym spotkaniu Kalisz miał zdecydowanie więcej szczęścia, dlatego w końcówce przechylił wynik na swoją korzyść - komentuje Artur Donigiewicz, bez wątpienia najlepszy zawodnik po stronie przyjezdnych. - Dzień wcześniej było odwrotnie, to nam sprzyjała dobra aura i udało się wygrać mecz. Zobaczymy jak to potoczy się dalej. Myślę, że ta rywalizacja jest ciekawa i wszystko może się zdarzyć - kontynuuje.

Pewne jest, że bez tego gracza gościom ciężko byłoby myśleć o wywiezieniu z najstarszego miasta w Polsce dobrego dla siebie rezultatu. Mając w składzie takiego strzelca katowiczanom udało się wygrać jeden pojedynek, co może okazać się decydujące w końcowym rozrachunku. Teraz rywalizacja przenosi się na Górny Śląsk. Młody lider klubu z południa Polski dobrze radzi sobie w spotkaniach z Akademikami z Kalisza. W starciach, które odbyły się w miniony weekend, zdobył aż 49 punktów, co jest bardzo dobrym wynikiem. Jednak samemu trudno jest mu się ocenić i powiedzieć jaką rolę odgrywa w zespole. - Ciężko jest mi siebie określać, a nawet nie powinienem tego robić. Gramy całą drużyną. Czasem jest tak - nie idzie to wszystkim, a nie raz pojedynczo można rozstrzygnąć losy spotkania - mówi.

Jednak jego dobra postawa nie pomogła w odniesieniu kolejnego zwycięstwa w potyczkach z kaliszanami. - W drugim spotkaniu zadecydowała przede wszystkim nasza dekoncentracja. Przegrywaliśmy od samego początku, musieliśmy gonić gospodarzy i udało się dojść do remisu, co też spowodowane było dużą dawką szczęścia. Dopiero później zaczął się prawdziwy mecz - przypomina. Z jego słowami trudno się nie zgodzić. Mecz wyglądał bardzo podobnie do potyczki z soboty, w której goście odrobili straty szczęśliwie, dzięki serii punktów. Ta sztuka udała się również w niedzielę, ale gospodarze mądrzej rozegrali ostatnie akcje meczu.

Jak zakończy się ta rywalizacja? Tego chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć. Zadania nie podejmuje się również gracz katowickiej drużyny. - Ciężko mi jest powiedzieć. Spotkania w Katowicach na pewno będą bardzo ważne, ale my jesteśmy dobrej myśli. Mam nadzieję, że AZS Kalisz nie będzie tak groźny na wyjeździe, jak był przed własną publicznością w tych dwóch pojedynkach - komentuje. Analizując pojedynki ekip trudno jednoznacznie wskazywać faworyta. Kaliszanie więcej razy korzystny wyniki uzyskiwali na parkietach rywali, ale w rundzie zasadniczej hali na Górnym Śląsku nie zdobyli. Z kolei wygrana z Wielkopolanami zakończyła czarną serię siedmiu kolejnych porażek przed własną publicznością, co pokazuje, że nie jest to zespół własnego parkietu.

Na sam koniec zapytaliśmy gracza, czy zdoła utrzymać zespół na zapleczu ekstraklasy. - Czy utrzymam Katowice w pierwszej lidze? Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. To nie będzie tylko zależne ode mnie, bo nie gram sam. Nie raz zdarzają się takie mecze, że wpada wszystko, ale często są takie, w których nic mi nie wychodzi i w takich musi grać cała drużyna, nie jeden zawodnik - zakończył.

Źródło artykułu: