PGE Turów Zgorzelec w niedzielę przegrał piąte kolejne spotkanie na wyjeździe. W Dąbrowie podopieczni Mathiasa Fischera długo byli w grze o cenny sukces, jednak decydujące minuty okazały się fatalne w skutkach.
- Była słaba egzekucja, nie trafiliśmy z kilku otwartych pozycji. Dodatkowo defensywa nie była już tak dobra, jak we wcześniejszych kwartach. W tej decydującej rywale dość łatwo zdobywali punkty - komentuje mecz Michał Michalak.
MKS uciekł w ostatnich pięciu minutach. Sztab szkoleniowy zgorzelczan robił co mógł, żeby jeszcze odmienić losy pojedynku. W ostatnich minutach postawił na small ball. Boisko opuścili nieźle grający Kirk Archibeque czy Uros Nikolic, a pojawili się na nim sami gracze obwodowi.
- Mecz uciekał i trener postawił na skład bardziej mobilny, żeby próbować naciskać, żeby każdy groził rzutem za trzy punkty - wyjaśnia Michalak. - Nie przyniosło to jednak efektu. Ten mecz był już daleko i nie zdołaliśmy wrócić.
Na wygraną poza Zgorzelcem gracze PGE Turowa czekają od 11 grudnia. Na własnym terenie są oni niemal niepokonani (jedna porażka w dziewięciu meczach). Co dzieje się na wyjazdach? - Ciężko powiedzieć - mówi zawodnik. - Myślę, że teraz już się to samo nakręca. Każdy z nas ma to gdzieś w głowie, że dawno nie wygraliśmy na wyjeździe. Kwestia złamania tego.
- Gramy wyrównane mecze i gdzieś tam w końcówkach nam się nie udaje. Wydaje mi się, że to kwestia czasu, musimy wygrać jakiś mecz - dodaje.
W Dąbrowie zabrakło niewiele. Z pewnością nie pomogła też absencja Tweety'ego Cartera, który borykał się z urazem mięśnia dwugłowego. - Miał zagrać już w Dąbrowie, ale się nie udało. Na pewno go brakuje, bo to taki prawdziwy rozgrywający, który kieruje naszą grą od początku. Gra z nim podejrzewam wygląda lepiej - kończy Michalak.
ZOBACZ WIDEO Znakomity powrót Atletico i bajeczny gol Torresa! Zobacz skrót meczu z Celtą Vigo [ZDJĘCIA ELEVEN]