Na ten mecz czekali nie tylko kibice obu drużyn, ale wszyscy fani zaplecza ekstraklasy. Sokół i Legia to zdecydowanie najlepsze drużyny 1. ligi i wiele wskazuje na to, że spotkają się w decydującej rozgrywce, która przesądzi o awansie do PLK. Ciężko było jednoznacznie wskazać faworyta spotkania. Łańcucianie od lat znani są z tego, że u siebie nie zwykli przegrywać. Warto jednak dodać, że warszawianie wygrali ostatnich 13 gier, a jakość ich gry z każdym tygodniem była coraz lepsza.
Przed hitem na Podkarpaciu obie drużyny miały tyle samo zwycięstw. Pierwsze starcie w Warszawie padło łupem Sokoła, ale bój był wyrównany i dawał nadzieje na emocje także w rewanżu. Potwierdziła to pierwsza odsłona, która zakończyła się remisem 16:16. Na parkiecie dominowała walka i nieustępliwa obrona. Gospodarze mieli spore problemy z zatrzymaniem Adama Linowskiego, który szybko zdobył 10 oczek.
Żadna z drużyn nie była w stanie wypracować sobie choćby kilku punktów przewagi, a prowadzenie często się zmieniało. Sytuacja zmieniła się nieco w końcówce pierwszej połowy, gdy najpierw punkty zdobył doświadczony Maciej Klima, a po chwili celnie zza łuku przymierzył Marek Zywert. Ekipa prowadzona przez trenera Dariusza Kaszowskiego wyszła na prowadzenie 38:33. Na półmetku gospodarze mieli małą zaliczkę, która niczego jednak nie mogła zagwarantować.
Wyraźnie podbudowani dobrą końcówką pierwszej połowy koszykarze Sokoła poszli za ciosem. Szybki run 7-0 na początku trzeciej kwarty dał im najwyższe prowadzenie w meczu - 47:35. Lider ze stolicy miał kilka minut przestoju, który przerwał po niemal czterech minutach tej odsłony Grzegorz Kukiełka. Problemem Sokoła było to, że cztery faule miał na swoim koncie Jerzy Koszuta, który na dłużej usiadł na ławce rezerwowych. Podrażniona Legia powoli, ale odrabiała straty. Ciężar gry na swoje barki wziął Marcel Wilczek. Przed decydująca kwartą drużyna z Łańcuta wciąż była krok przed przeciwnikiem.
ZOBACZ WIDEO: Po latach polubił się z Arturem Szpilką. "Atmosfera przy piwie była przyjazna"
Końcowe minuty były bardzo nerwowe i mimo że Sokół ciągle był na prowadzeniu, to Legia naciskała i miała realne szanse na zwycięstwo. Bezcenne okazało się doświadczenie Marcina Sroki, który trafiał bardzo ważne rzuty. Ostatecznie po pełnym walki i emocji starciu Sokół pokonał Legię i 80:73 znów został liderem 1. ligi.
Sokół przerwał świetną serię gości, którzy musieli sobie radzić w tym starciu bez Mateusza Jarmakowicza i Tomasza Andrzejewskiego. W zespole z Łańcuta nie zagrał natomiast narzekający na uraz Krzysztof Krajniewski,
Gospodarze zagrali skuteczniej w ataku i popełnili 11 strat, przy 16 przeciwnika. Zespołowi z Podkarpacia nie zaszkodziła nawet słaba skuteczność z linii rzutów wolnych (9/18). Warto dodać, że łańcucianie zaliczyli aż 13 przechwytów.
Max Elektro Sokół Łańcut - Legia Warszawa 80:73 (16:16, 24:19, 19:19, 21:19)
Sokół:
Sroka 22, Szymański 15, Zywert 13, Kulikowski 8, Koszuta 7, Klima 7, Balawender 3, Czerwonka 3, Czujkowski 2.
Legia:
Linowski 14, M. Wilczek 14, Kukiełka 11, Pacocha 8, Robak 8, Aleksandrowicz 6, Sulima 6, Malewski 3, Ł. Wilczek 3.