[b]
WP SportoweFakty: Między meczami mieliście aż 18 dni przerwy. Podobno AZS nie próżnował w tym czasie. Dochodzą głosy, że tak ciężko jeszcze w tym sezonie nie trenowaliście. To prawda?[/b]
Piotr Stelmach: Tak, zgadza się. Przegraliśmy pięć meczów z rzędu, więc musieliśmy coś zmienić w naszej grze. Myślę, że efekty tej pracy były widoczne już w spotkaniu z Asseco Gdynia. Zagraliśmy mądrze w ataku - pchaliśmy piłkę pod kosz, ale także szukaliśmy wolnych pozycji na obwodzie. Starczyło nam sił w końcówce, mimo że mecz trwał aż 50 minut. To o czymś świadczy.
Nad czym w takim razie pracowaliście?
- Trener sporo pozmieniał w taktyce, uprościł pewne schematy. W trakcie tej przerwy pracowaliśmy także na strefą mentalną. Zależało nam na tym, by wyjść z dołka i wrócić na ścieżkę zwycięstw. Udało się.
W trakcie meczu z Asseco Gdynia dostrzegłem, że wasi liderzy obwodowi - Millage i Nelson zaczęli ze sobą rozmawiać. Tego wcześniej raczej nie było. Mówiło się nawet o konflikcie między nimi.
- Zgodzę się z tym, że to dobrze wyglądało. W końcu nie rywalizowali ze sobą. Dogadali się, wyciągnęli wnioski i zaczęli współpracować. Taka sytuacja jest z korzyścią dla zespołu.
ZOBACZ WIDEO Fantastyczny powrót Realu Madryt! Królewscy uratowali pozycję lidera [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Nie sposób nie zapytać o pana. W pierwszej połowie na parkiecie spędził pan trzy minuty. To dość rzadki obrazek.
- Tak czasem bywa. To była decyzja trenera. Pozostaje mi jedynie się pod tym podpisać. Najważniejsze jest zwycięstwo zespołu. Z drugiej strony Asseco grało obniżonym składem.
W drugiej połowie dołożył pan ważną cegiełkę do końcowego wyniku. Czy chciał pan coś udowodnić? Te trzy minuty do przerwy nieco podrażniły?
- Myślę, że w drugiej połowie udowodniłem, że warto ze mnie korzystać, ale jestem w takim wieku i mam dość duży bagaż doświadczeń, że wiem, iż nie są ważne minuty, a ważne są zwycięstwa.
Nie chce mi się wierzyć, że liczba minut aż tak bardzo nie jest dla pana istotna.
- Może ktoś mi nie uwierzy, ale nie ma dla mnie znaczenia, czy jestem na parkiecie 5, 15 czy 35 minut. Chcę być w tym czasie przydatny dla zespołu. Zawsze starałem się być takim zawodnikiem, który dostosowuje się do danej roli w drużynie. Nigdy nie narzekałem, jak byłem np. zadaniowcem. Myślę, że trenerzy też nie mieli ze mną problemów.
[b]
Jak to jest z tym AZS-em Koszalin w tym sezonie? Czy zmiany w klubie są dostrzegalne?[/b]
- Tak, idzie do przodu, zmienia się. Podoba mi się, że klub nie bierze do siebie aż tak bardzo opinii kibiców. W tym sezonie władze pokazały, że potrafią wytrzymać ciśnienie, mimo że było sporo zawirowań. Wszyscy znają historię AZS-u. W poprzednich latach po takiej serii porażek trener już dawno byłby zwolniony, a tutaj działacze wykazali się cierpliwością. Jakoś sobie radzimy w lidze, wygrywamy mecze, a celem przecież było utrzymanie.
No właśnie. Czy przypadkiem po tych trzech zwycięstwach z rzędu myślenie niektórych kibiców, ludzi wokół klubu się nie zmieniło?
- Koszalin jest specyficznym miejscem. Te trzy zwycięstwa z rzędu nieco rozochociły niektórych ludzi, ale my staraliśmy się twardo stąpać po ziemi. Znamy swoje miejsce w szeregu. Udało się nam zaskoczyć parę drużyn w tym sezonie: Rosę, MKS Dąbrowa Górnicza. W tym tygodniu gramy niezwykle ważne spotkanie z TBV Startem Lublin. Jeśli wygramy, to nasze głowy będą spokojniejsze. Wtedy grupa pościgowa z dołu tabeli znacząco się oddali.
Rozmawiał Karol Wasiek