Sensacja w Lublinie wisiała w powietrzu. PGE Turów wyrwał rywalowi zwycięstwo na finiszu

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

Koszykarze z Lublina nadal zaskakują. W sobotę postawili szalenie trudne warunki ekipie PGE Turowa, a mecz przegrali na własne życzenie. Ostatecznie zgorzelczanie triumfowali 68:64.

Lublinianie katastrofalnie rozpoczęli rozgrywki w tym sezonie. Przegrali bowiem na starcie osiem meczów z rzędu, a z dwunastu pierwszych pojedynków wygrali zaledwie jeden - z Polpharmą Starogard Gdański. Uchodzili tym samym za absolutnego outsidera ligi. W ostatnim czasie jednak nastąpiło ich gwałtowne przebudzenie.

W krótkim odstępie czasu pokonali silnego beniaminka z Krosna, Polfarmex Kutno, AZS Koszalin i Asseco Gdynia. W poprzedniej kolejce jednak dostali bolesne "lanie" od Anwilu we Włocławku, przegrywając z rywalem aż 77:112. I może właśnie ta porażka nieco uśpiła czujność graczy PGE Turowa, bo trzeba przyznać, że lublinian chyba zlekceważyli. A zwycięstwo rywalowi wydarli w wielkich bólach. Na plus na pewno jednak mogą sobie zapisać to, że pokazali, co to znaczy grać do końca.

Już początek spotkania być dosyć zaskakujący. Po nieco ponad pięciu minutach gry gospodarze mieli bowiem na swoim koncie 9 punktów, a rywale... dwa. Co prawda za sprawą Davida Jacksona goście szybko złapali kontakt z rywalem, ale w dalszym ciągu to gospodarze sprawiali wrażenie bardziej zdeterminowanych. I owa determinacja przyniosła efekty.

W drugiej kwarcie bowiem lublinianie znowu zaczęli ekipie ze Zgorzelca "odjeżdżać". W ataku aktywny był Nick Covington, który skutecznie prezentował się zarówno bliżej kosza jak i na dystansie. Gospodarze mozolnie budowali przewagę, który ni stąd, ni zowąd sięgnęła w trzeciej kwarcie już 19 punktów. W tym momencie wydawało się, że gospodarze pewnie zmierzają po zwycięstwo w tej batalii.

W ostatniej kwarcie w szeregi koszykarzy Startu wkradła się jednak wyraźna nerwowość. Przede wszystkim stracili swoją skuteczność, pudłując na potęgę. Chyba za szybko poczuli, że ten mecz mają już w garści. No i zostali przez zgorzelczan skarceni, a zwłaszcza przez Michała Michalaka, który wziął na swoje barki ciężar gry wtedy, kiedy drużyna go potrzebowała. To właśnie on zdobył osiem ostatnich punktów dla swojego teamu.

TBV Start Lublin - PGE Turów Zgorzelec 64:68 (15:12, 21:14, 21:18, 7:24)

Start: Covington 17, Wiggins 13, Balmazović 10, Kellogg 8, Jankowski 5, Trojan 5, Dziemba 2, Dłoniak 2, Boone 2, Bonarek, Kowalski, Ciechociński.

PGE Turów: Michalak 18, Ikovlev 15, Archibeque 11, Nikolić 7, Brown 5, Carter 7, Jackson 5, Gospodarek, Borowski, Bochno, Lichnowski.

ZOBACZ WIDEO Himalaista Adam Bielecki: nawet jeśli urwie mi nogę, do końca będę walczył o życie

Komentarze (11)
avatar
NO32
26.03.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
pieknie nareszcie wygralismy na wyjezdzie trudny terminaz ale w play offach bedziemy :) 
avatar
GW speedway
25.03.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przez patałachów przeszło mi koło nosa 1600 zł. Jak można przegrać wygrany mecz??? W pale się nie mieści. Nic dziwnego, że wąchają dół tabeli. 
Gabriel G
25.03.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
19 oczek przewagi i wtopa? Może mnie oświecić ktoś kto to widział na zywo jak to jest możliwe? I co było głównym powodem? 
avatar
Ździmir
25.03.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie mam pojęcia, w jaki sposób Lublin to przegrał. 
2
25.03.2017
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Podobno prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają ale jak kończą ;-)