Pełni woli walki na spotkania w stolicy Górnego Śląska jechali gracze kaliskiego AZS. Stawką pojedynków było pozostanie w szeregach pierwszoligowych zespołów. Kibice koszykówki w najstarszym mieście w Polsce nie wyobrażali sobie, że ich drużyna może już po roku powrócić na boiska drugiej ligi. Po meczach w kaliskiej Arenie stan rywalizacji był remisowy. Obie ekipy zdołały wygrać po jednym spotkaniu. Pierwsze padło łupem przyjezdnych, którzy ambitną postawą wyszarpali wygraną wysoko prowadzącym gospodarzą. Jednak następnego dnia wreszcie lepsi okazali się gospodarze, którzy częściowo zrehabilitowali się za bolesną porażkę.
Nikt nie wiedział, czego można się spodziewać po meczach w Katowicach. Spodziewano się wyrównanej rywalizacji, co okazało się faktem. Pierwsze starcie miało spokojny przebieg. Gospodarze wyszli na wyraźne prowadzenie w pierwszej kwarcie i utrzymali je już do końca, mimo przegranych odsłon numer dwa i trzy. Ostatecznie pojedynek zakończył się wynikiem 66:58 (22:16, 12:14, 15:16, 17:12). Więcej nerwów kibice stracili następnego dnia. Do wyłonienia zwycięscy potrzebna była dogrywka. Również ona była wyrównana i dramatyczna. Do ostatniego rzutu nie wiadomo było kto będzie mógł cieszyć się ze zwycięstwa. Po końcowym gwizdku w szampańskich humorach byli ponownie Akademicy z Katowic, którzy wygrali 70:68 (12:18, 21:13, 16:16, 10:12 d.11:9).
Po raz kolejny w meczach przeciwko kaliszanom najlepszym pośród katowiczan okazał się Artur Donigiewicz, zdobywca odpowiednio 18 i 26 "oczek". Właśnie ten gracz zadecydował o losach rywalizacji, biorąc na siebie ciężar gry w najważniejszych momentach obu spotkań. Po stronie przyjezdnych na pewno wyróżnić można kapitana zespołu Łukasza Olejnika, który rzucił 29 punktów w dwóch spotkaniach i rzetelnie pracował w obronie. Jednak najskuteczniejszym w niedzielę był Przemysław Malona, który mecz zakończył z osiemnastoma "oczkami".
Spadek jest bardzo nieprzyjemnym zaskoczeniem dla kaliskich kibiców koszykówki, którzy przed sezonem stawiali zespołowi zupełnie inne cele. Miał walczyć o grę w fazie play-off. Duże znaczenie na grę zespołu miały kłopoty finansowe, które dopadły klub. W pewnym momencie niepewny był los ekipy, której groziło wycofanie z rozgrywek. To dziwne, biorąc pod uwagę to, że przed sezonem AZS stać było na wykupienie "dzikiej karty" uprawniającej do gry w pierwszej lidze.
Teraz w Kalisz będzie miał swojego reprezentanta, ale czy na pewno? Brak pieniędzy nadal daje o sobie znać i nie wiadome jest, czy zespół przystąpi do rozgrywek w kolejnym sezonie. - Mamy prawo zagrać w II lidze i chcielibyśmy z tego prawa skorzystać - mówi Jarosław Jasiukiewicz, wiceprezes AZS PWSZ OSRiR Kalisz ds. organizacyjnych. - Jednak warunkiem niezbędnym jest wyprostowanie spraw organizacyjno-finansowych, które nawarstwiły się w zakończonym właśnie sezonie. Czy te działania mają szanse powodzenia, dziś zdecydowanie za wcześnie wyrokować. Zrobimy jednak wszystko żeby tak się stało i żeby z "czystą" kartą przystąpić do kolejnych rozgrywek - zakończył. Gra w pierwszej lidze może poważnie odbić się na kaliskiej koszykówce, zatem warto zadać sobie pytanie, czy warto było występować w wyższej klasie rozgrywkowej, kosztem bankructwa?