Radomianie jeszcze na 46 sekund do końcowego gwizdka spotkania w Zielonej Górze przegrywali ze Stelmetem BC różnicą siedmiu punktów. W Rosie Radom swój spektakl rozpoczął wówczas Michał Sokołowski, w który w decydujących fragmentach meczu w hali CRS rzucił 11 punktów, prowadząc wicemistrzów Polski do triumfu nad mistrzami 86:85.
- Ciężko powiedzieć coś mądrego po takiej końcówce. Daliśmy zebrać sobie 15 piłek, straciliśmy 11 punktów w 50 sekund, przegraliśmy mecz jednym oczkiem. Do 39 minuty wykonaliśmy dwie z trzech założonych rzeczy - zatrzymaliśmy szybki atak Rosy i punkty spod kosza. Nie udało nam się jednak powstrzymać zbiórki w ataku, z czego straciliśmy osiem punktów w pierwszej połowie. W drugiej części dwukrotnie prowadziliśmy różnicą 10 punktów i powinniśmy dostawić jeden krok, by przełamać mecz, a nie czekać na ruch rywala - skomentował Artur Gronek.
W pierwszej połowie zielonogórzanie nie zebrali ani jednej piłki w ataku. Dla porównania, radomianie zanotowali sześć ofensywnych zbiórek. - Rosa ma silnych graczy podkoszowych i trudno się przez nich przebić. Poza tym, z tego co pamiętam, trafialiśmy rzuty z gry na 56 procentach. Przy tak wysokim procencie, przypada mniej zbiórek - wytłumaczył szkoleniowiec Stelmetu BC. - Założenie było takie, że wracamy z trzema niskimi graczami do defensywy, by zatrzymać ich szybki atak - z tego, w pierwszej połowie, rzucili sześć punktów. To było efektywne - dodał.
Po raz kolejny Stelmet BC Zielona Góra miał problem ze stabilną dyspozycją, przeplatając naprawdę udane fragmenty meczu słabszymi. - Gdybyśmy zagrali perfekcyjnie przez 40 minut, to wygralibyśmy 100:20. Po drugiej stronie też są zespoły na dobrym poziomie i to nie jest tak, że można kogoś zatrzymać na tyle, że rywal w ogóle nie trafi do kosza. Tego nie spotyka się w seniorskiej koszykówce - powiedział Artur Gronek.
ZOBACZ WIDEO Potężny wsad koszykarza Barcelony i... zobacz, co się stało!